@oszolomTo nie jest kwestia złego czy nie-złego. Naprawdę. Wiem, że chciałbyś innej odpowiedzi, ale to pytanie do prawnika.
Jeśli nie oddał Twojej własności i nie odpowiada na kontakt mailowy itp to zakładam, że znasz adres, na który wysłałeś zegarek lub pod którym przekazałeś. Wtedy na ten adres wyślij poleconym wezwanie do wydania własności. Poczytaj ustawę o doręczeniach. Jeśli dałeś gdzieś na mieście i nie znasz adresu to że tak powiem, Twoje niedopatrzenie. Idź na policję, poproś o ustalenie miejsca pobytu.
Z certyfikacją chodzi mi o to, że jeśli wybierasz sobie dostawcę usługi to po twojej stronie jest decyzja od kogo tą usługę kupisz. Sprawdzenie czy to jest profesjonalny zegarmistrz, czy ma stronę www, cennik, dane kontaktowe na stronie, czy masz umowę, paragon, pokwitowanie? Na jakiej podstawie chciałbyś w sytuacji spornej dochodzić swoich racji? Ciężar dowodowy leży po Twojej stronie. Niestety.
Ja wiem, że to jest przykre i niesprawiedliwe, ale tak niestety jest. To trochę tak, jak ludzie kupują markowe perfumy za 5 zł a mają potem pretensję, że podróba. Jak kupisz za 3 tys Rolexa z 2020 to raczej ciężko, żeby sąd nakazał tej firmie dostarczyć ci prawdziwego, tylko dlatego że tak Ci powiedział. Nie zmienia to faktu, że oszust jest oszustem i podrabia Rolexy. Może mu firma Rolex założyć sprawę, ale Ty nie możesz.
Więc od strony poczucia sprawiedliwości nie ma w tym nic złego. Od strony praktycznej i prawnej, inna sprawa. Ryzyko każdej transakcji handlowej ponoszą obie strony i na tym się potem opiera sądowne miarkowanie szkody, kiedy dochodzi do sporu.
Jeśli jakieś medium społecznościowe służy pośrednictwu jakichś transakcji lub jakiejś komunikacji, to możesz to z niego skorzystać jeśli jest to zgodne z regulaminem, prawem i normami społecznie przyjętymi. Więc publicznie jak „poprosisz o kontakt w sprawie danego przedmiotu” to pewnie będzie ok, jeśli napiszesz coś w stylu „czy możesz mi oddać moją własność, partaczu” to już nie.
To oczywiście przykłady czarne i białe a pośrodku jest cała skala szarości. Twoja decyzja. W swoim poście napisałeś wprost o „wzywaniu smyka publicznie do odpowiedzi i narobieniu mu smrodu”, więc sam widzisz.
Ja się już wyłączam z tematu, bo nic więcej tu już nie poradzę, a wydaje mi się, że swoje refleksje przedstawiłam kompleksowo i nic więcej wartościowego już tu nie wniosę, tym bardziej, że nie jestem ekspertem w tych sprawach, tylko dzielę się swoim doświadczeniem. A frustrację rozumiem i naprawdę współczuję. I dlatego ostrzegam, żeby powodów tych frustracji nie było niepotrzebnie więcej, gdy emocje dojdą do skutku. Zwłaszcza w Internecie.