-
Liczba zawartości
139 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Forum
Profile
Galeria
Kalendarz
Blogi
Sklep
Zawartość dodana przez McIntosh
-
A średnica? Tu jednak dzieje się najwięcej. Jaka temperatura barw?
-
Klub Miłośników Zegarków Jaeger-LeCoultre
McIntosh odpowiedział igory76 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Oczywiście źle to wygląda, ale przy takiej konstrukcji kalendarza trudno było oczekiwać innych efektów... -
Klub Miłośników Zegarków Jaeger-LeCoultre
McIntosh odpowiedział igory76 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Mnie to wygląda na cechę konstrukcyjną mechanizmu 866 związaną z potrójnym kalendarzem. Wszystkie modele oparte na tym werku tak mają. -
Klub Miłośników Zegarków Jaeger-LeCoultre
McIntosh odpowiedział igory76 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
W powyższym designie jest potencjał i to jaki! Czas odkopać ten wątek, bo JLC wjechał z takim oto zegarkiem... Inspirowany klasyką sięgającą lat 40 XX wieku, jak np. Ref. 2722, w nieco unowocześnionej formie prezentuje się fenomenalnie. Moim zdaniem jest to jeden z najbardziej udanych stylistycznie zegarków JLC ostatnich lat. Szkoda, że limit wynosi 500 sztuk, bo przy kopercie wykonanej ze stali byłaby szansa na znośną cenę. Ta faktycznie z metki wynosi 15300,00 USD, ale pewnie będzie ciężko dopchać się do zakupu. -
Ostatecznie słuchawki zostały i cieszą uszy oraz oczy. 👍 Plan na kolejny zakup to Spendor Classic 1/2, bo zamarzyło mi się trochę klasyki. 🙂 Do jazzu i muzyki poważnej to są świetne zespoły głośnikowe, a wokal Diany Krall przyprawia o ciary. Jest moc.
-
Kable mają wpływ na brzmienie, co nie znaczy, że trzeba na nie wydawać jakieś koszmarne pieniądze. Wystarczy miedź monokrystaliczna wysokiej czystości, kompetentne wykonanie i tyle. Spokojnie można ogarnąć temat za kilkaset zł, a jak ktoś ma chęć wywalić na kabel kilkadziesiąt tysięcy zł, to w sumie jego kasa i jego sprawa. Niech każdy żyje sobie po swojemu. Nie rozumiem, dlaczego komuś przeszkadzają czyjeś fanaberie? Ja np. chciałem mieć kabelki Hijiri, bo tak, i w sumie nie ma w tym nic złego dopóki potrzeby bliskich mi osób nie są zagrożone.
-
Dzięki. Jest sporo racji w tym, co piszesz. Ja miałem o tyle "gorzej", że poszedłem pod scenę, więc ostro dostałem decybelami po uszach.
-
Kamil znany w sieci jako Maria Konopnicka wspominał, że świetnie zagrali. Chociaż nie trzeba grać metalu, żeby była jazda bez trzymanki. W ubiegłym roku byłem na dwudniowym koncercie Fire! Orchestra i Szwedzi dali takiego ognia, że przez tydzień mi w uszach piszczało. 🙂 Ro***erducha była taka, jak na koncercie metalowym. 🔥🎶 Fenomenalny big band. Ich muzyka to szuka przez wielkie "S", a na żywo atomowe brzmienie.
-
Klub Miłośników Zegarków Breguet
McIntosh odpowiedział irekm → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Też tak myślę. 😉 Wybieram się na koncert w listopadzie. Obym się tylko nie rozchorował, bo co roku w miesiącach październik-listopad łapie mnie jakieś cholerstwo. Ja jestem whisky team. 🙂 A co do ubioru to preferuję t-shirty oraz bluzy z logami zespołów thrash-deathmetalowych. No chyba że idę do pracy, to wtedy grzecznie stosuję się do dresscode'u. W filharmonii też "nie straszę" trupimi czachami i odwróconymi krzyżami. 😉 -
A jednak nasz Behemoth potrafi zadbać zarówno o stronę wizualną płyt, jak i brzmienie. Cenię Nergala za takie podejście, gdyż odbieram to jako wyraz szacunku wobec fanów.
-
Klub Miłośników Zegarków Breguet
McIntosh odpowiedział irekm → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Słucham właśnie 5. symfonii Szostakowicza i tak pomyślałem, że Breguet to idealny zegarek na wyjście do filharmonii. 🙂 -
Porównanie wzmacniaczy z YT. Przy całej ułomności tego typu oceny nawet z telewizora słychać różnicę. https://youtu.be/sbioJ4gqf5Q?si=vFAU_-HtUOVzK5qd Denon ma w brzmieniu więcej uderzenia i werwy. Wyraźniej akcentuje skoki dynamiczne, ale ma też zauważalne podbarwienia w górze pasma. Z kolei Accuphase w górze brzmi bardziej naturalnie i ma lepszą selektywność, separację dźwięków. Ogólnie jednak obydwa wzmacniacze prezentują podobny charakter brzmienia. 👍
-
Jasna sprawa. Black metal rządzi się swoimi prawami. Słuchając niektórych kapel z Norwegii odnosiłem wrażenie, że im gorzej tym lepiej (w sensie jakości nagrania). Skok do sąsiedniej Finlandii - pamiętam kompilację Beherit pt. "The Oath of Black Blood". Pokonało mnie to brzmienie. 🙂 Mimo wszystko lubię czasem posłuchać np. Burzum, bo po prostu lubię muzykę i nie zamykam się na żadne gatunki. No może poza disco polo, którego nie jestem w stanie słuchać nawet po butelce whisky.
-
Kaseta broni się w sensie sentymentalnym, natomiast w każdym innym już nie. No ale fajnie, że wraca, bo jednak muzyka z nośnika to zupełnie inne doznanie estetyczne niż słuchanie ze streamingu.
-
A ja lubię zarówno winyle, jak i płyty CD, jak i taśmy szpulowe. Nie lubię kaset, ale gdybym miał Nakamichi Dragon, to może zmieniłbym zdanie. W każdym razie pasja audiofilska ma wiele twarzy i jeżeli ktoś uważa, że sen z powiek spędzają nam kable albo dobór kondycjonera sieciowego, to jest w dużym błędzie.
-
Nie zgadzam się z tym fundamentalnie. Na moim Instagramie każdy post jest minirecenzją płyty i odnoszę się niemalże zawsze do zawartości muzycznej albumu, natomiast nie piszę o tym, czy lokalizacja źródeł pozornych jest okay, czy mikrodynamika nie została sknocona w procesie masteringu itd. Przykład? Mój ostatni post na forum... https://zegarkiclub.pl/forum/topic/208158-jazz-i-okolice/?do=findComment&comment=3608267 Błąd w tym całym rozumowaniu polega na ostrym podziale: meloman vs audiofil. Niemalże każdy audiofil jest jednocześnie melomanem i ma na półkach tysiące płyt i to nie tylko tych świetnie nagranych. Gdybym był audiofilem w takim rozumieniu, w jakim to zostało przedstawione, to nie wychodziłbym poza katalog Esoterica i miałbym na półce może kilkadziesiąt płyt. Oczywiście nie wykluczam, że są tacy audiofile, jak to zostało przedstawione, ale ja na takich freaków jeszcze nie trafiłem, a siedzę w tej pasji ponad 25 lat.
-
Dziś u mnie taka sytuacja... I trochę moich instagramowych wynurzeń. Dawno nie wrzucałem na talerz nic z dań jazzowych, więc dziś postanowiłem „najeść” się tym, co lubię najbardziej. W ramach pokarmu dla duszy wybrałem dzieło Dextera Gordona z 1964 r., a mam na myśli jedną z moich ulubionych płyt pt. „One Flight Up”. Posiadam amerykańskie wydanie Blue Note Records z serii Tone Poet i ilekroć spoglądam na poligrafię albumu, to od razu przypominam sobie dlaczego tak ciągnie mnie do winyli. Jakość grafik jest na fenomenalnym poziomie, lecz to muzyka jest najważniejsza, a ta nie ustępuje estetyce zdjęć zawartych wewnątrz okładki. Materiał został zarejestrowany 2 czerwca 1964 r. w Studios Barclay w Paryżu w następującym składzie: Dexter Gordon (saksofon tenorowy), Donald Byrd (trąbka), Kenny Drew (fortepian), Niels-Henning Ørsted Pedersen (kontrabas) i Art Taylor (perkusja). Dzieło zaczyna się od kompozycji pt. „Tanya”, która wypełnia pierwszą stronę płyty analogowej. Utwór ten napisał Donald Byrd, a jego struktura sprawia, że każdy z muzyków ma swój obszar twórczy, w jakim może się wykazać. Pole do popisu jest szerokie, gdyż kawałek stanowi mieszankę bebopu z jazzem modalnym, a więc połączenie dwóch przeciwstawnych stylów. Z jednej strony harmonia funkcjonalna, a z drugiej tonika oparta na trybach. Brak zorganizowania wokół centrum tonalnego wymaga od muzyków doskonałego zrozumienia w trakcie improwizacji i zespól Dextera Gordona to gwarantuje. O jakości utworu decyduje nie tylko wirtuozeria muzyków, ale też jego piękna linia melodyczna sprawiająca, iż słuchanie staje się przyjemnością. Niewiele ponad 18 minut mija szybko i przewracamy winyl na drugą stronę. Ta zawiera dwie kompozycje pt. „Coppin' the Haven” oraz „Darn That Dream” będące powtórką z rozrywki, a więc ponownie otrzymujemy kawał znakomitego, technicznego grania popartego piękną melodyką. Pierwszy z utworów skomponował Kenny Drew, a drugi to cover będący oryginalnie dziełem tandemu Eddie DeLange & James Van Heusen. „One Flight Up” to smakowity kąsek, który z powodzeniem mógłby zasilić dyskografię wielkiego Milesa Davisa i byłby dla Mistrza powodem do dumy. Dzieło to jednak poczynił Gordon przy wydatnym udziale Byrda oraz reszty ekipy i panowie stworzyli album doskonały.
-
Dobrze jest, gdy muszle słuchawek nie opierają się na uszach tylko je okalają. Wtedy jest komfort podczas wielogodzinnego słuchania muzyki. Tak. LCD-3 to słuchawki ortodynamiczne, a to wiele zmienia. Nie występuje w nich zjawisko dzielenia membrany.
-
Myślałem o Grado HP100 SE. Masz rację, że słuch się adoptuje, ale jeżeli masz świadomość, że LCD-3 grają ciemno i gęsto, to po prostu akceptujesz ten fakt nie oszukując się. Słuchawki Audeze to trudny zawodnik i nie da się powiedzieć po prostu, że ich nie chcę i już. Sprzyjają temu pewne zalety. Przede wszystkim selektywność, która osiąga poziom referencyjny. Słychać dosłownie wszystko. Instrumenty są od siebie tak doskonale odseparowane, że możesz śledzić linię melodyczną każdego z nich, który sobie wybierzesz. Np. na płycie Pride & Glory w pewnym momencie skoncentrowałem się na linii basowej do tego stopnia, że odwróciło to moją uwagę od solówki Zakka Wylde'a. Było słychać dosłownie każdy dźwięk i tam, gdzie w McIntosh MHP1000 brzmienie w pewnym momencie już się zlewało, to w Audeze pozostawało cały czas czytelne. W ogóle bas w LCD-3 to kolejny fenomenalny popis. Jest cały czas obecny, w idealnej proporcji względem średnicy i słychać dosłownie każdy detal brzmienia gitary basowej. Wiem to z całą pewnością, bo grałem na basie i wiem, jak powinien brzmieć ten instrument. Kolejna petarda to dynamika. W Audeze skoki dynamiczne są oddane w sposób niespotykany w słuchawkach. Na przykład na płycie Anthrax pt. "State of Euphoria" są takie miejsca, gdzie perkusista atakuje werbel albo tomy mocniej niż zwykle. MHP1000 oddaje tę fazę ataku bardzo dobrze, ale w Audeze masz takie pierd.......e, że dosłownie można się wystraszyć. Jak w utworze jest pauza, to dźwięk wygasa dosłownie natychmiast czego w MHP1000 nie ma na takim poziomie. Tę chirurgiczną precyzję wyraźnie słychać w wielu miejscach na płycie Kravitza pt. "It Is Time For A Love Revolution". Nie słuchałem na Audeze jeszcze klasyki i jazzu. Może dziś zarzucę symfonie Szostakowicza i posłucham coś z dyskografii Dextera Gordona. W każdym razie, jak już usłyszysz smaczki o których napisałem, to trudno będzie się z tym rozstać. Słuchawki Audeze są zupełnie nowe. Zakupiłem je w pudełku zabezpieczonym naklejkami Audeze w Top Hi-Fi (Audio Klan). Zastanawiam się, czy ich sobie nie zostawić chociażby po to, żeby od czasu do czasu nacieszyć się tymi wszystkimi detalami brzmienia. To jednak wynosi słuchanie muzyki na zupełnie inny poziom. A ze spraw spoza muzyki, to skóra padów ładnie pachnie. 🙂
-
Gnębię te słuchawki LCD-3 no i muszę przyznać, że coś w sobie mają. Trochę przypominają mi w barwie zespoły głośnikowe szwedzkiej firmy Qln. Podobna estetyka dźwięku. Hmmm...
-
Tak, mam taką możliwość. Właśnie wypełniam formularz. Trochę mi szkoda, bo słuchawki wyglądają super no ale z Passem się nie dogadują. Zbyt ciemno, zbyt gęsto. I tak to jest z tym sprzętem audio. Nie wszystko ze wszystkim zagra.
-
Nie wygląda na to, bo wówczas poruszanie kablem dawałoby jakiś efekt, a tak się nie dzieje. Dzięki za Info. Chyba będę musiał coś pokombinować, bo niestety pierwszy kontakt z LCD-3 przyniósł rozczarowanie. Bas jest bardzo ładny, selektywny, fortepian też brzmi świetnie, ale dźwięk całościowo (w zestawieniu z moim Passem) jest zbyt ciemny i za bardzo dociążony. To z kolei przenosi się na górę, która jest po prostu zamulona. Nie brzmi to naturalnie. Być może te słuchawki świetnie wypadają w zestawieniu z jakimś jasnym czy wręcz przejaskrawionym dźwiękowo wzmacniaczem, ale w zestawieniu z Passem, który sam z siebie ma tendencję do dociążenia dźwięku, brzmią zbyt ciemno. No niestety.
-
Spoko, nie ma sprawy. U mnie smuteczek. Moje słuchawki McIntosh po ośmiu latach użytkowania zaczęły się psuć. Co jakiś czas zanika dźwięk w prawym kanale. Czasem całkowicie, a czasem gra bardzo cicho po czym po krótkiej chwili zaczyna działać normalnie. Kiepsko tym bardziej, że często słucham muzyki za pośrednictwem słuchawek. W tej sytuacji zakupiłem sobie Audeze LCD-3 no i zastanawiam się, co zrobić z MHP1000. Naprawiać czy sprzedać jako uszkodzone? Sam nie wiem. Z jednej strony szkoda, bo McIntosh gra bardzo dobrze, a z drugiej nie wiem, czy chce mi się bawić w ich naprawianie.
-
Nie słuchałem Trójki, ale miałem kiedyś Baltlaba Epoca 1v3. Zresztą byłem chyba pierwszym klientem, który kupił ten wzmacniacz w Warszawie. Dźwięk zapamiętałem jako szczegółowy ze świetnie wykreowaną przestrzenią. Było całkiem klarownie w średnicy, a góra dźwięczna, lecz bez przejaskrawień. Dynamika prezentowała więcej niż przyzwoity poziom. Ogólnie to był ładny, szlachetny dźwięk z jednym poważnym zastrzeżeniem. Niestety całościowo brzmienie było dość lekkie i brakowało mi w nim dociążenia. Wzmacniacz miał więc zauważalne ograniczenia w basie w sensie jego ilości, bo kontrola i zbieżność czasowa w odniesieniu do pozostałych zakresów były okay. Nie wiem na ile producent rozwiązał problem basu w kolejnych generacjach wzmacniacza, ale jak rozmawiałem z panem Ryszardem Kozłowskim to powiedział mi, że ma świadomość problemu i że spróbują coś z tym zrobić.
-
Nie obrażaj się. Forum jest od tego, żeby dyskutować. Ja też jestem audiofilem, ale robi mi się niedobrze, kiedy wytwórcy traktują nas jak osłów. Oni mają w tym swój interes, ale my powinniśmy "zagłosować" swoimi pieniędzmi i kazać im spadać na drzewo. Wracając do tematu... Jest dokładnie tak, jak napisał @machlo. Pomyślałem o tym samym. Nie przeczę, że zauważasz jakieś różnice w brzmieniu tylko prawdopodobnie źle identyfikujesz ich źródło. Upraszczając i spłycając temat, router to taki trochę bardziej zaawansowany przełącznik warstwy trzeciej. A co robi przełącznik? Ano zarządza ruchem pakietów w sieci i wpływ na właściwą realizację tego procesu ma konfiguracja urządzenia, a nie jego wygrzanie. Plik nie zabrzmi lepiej od tego, że router złapie jakąś tam temperaturę pracy. Tu nie ma abolutnie żadnych logicznych podstaw, które mogłyby wyjaśnić to zjawisko. Po prostu nie ma w kontekście routera rzecz jasna.