najpierw taka fajna baza pomiarów słuchawek
https://vsg.squig.link/headphones/
Tym czasem u mnie nastąpił przełom, strzeliłem sobie ostrego baranka w drzewo i futrynę i wymiksowuję się czym prędzej z tematu słuchawek. Spierdalam gdzie pieprz rośnie.
Wizyta w kilku salonach słuchawkowych tak mnie skołowała, dostałem jakiejś zadżumy, amby-fatimy, jak naćpany nie wiedziałem o co chodzi, a mimo to coś mi nie pasowało, że ktoś próbuje mnie zgwałcić jak po tabletce gwałtu 🤣
Kurde jak zobaczyłem jak w tą "pasję" można popaść, ale co gorsza jak ta pasja szyta jest grubymi nićmi, jakie są chore ceny (kreowane już przez Chińczyków). Dzisiaj słuchawki kosztują 7k, żeby po kilku miesiącach zostać przecenione na 1,5k. Jakie ma problemy technologia budowy słuchawek nausznych, związanych i wynikających z budowy ludzkiego ucha... Można iść w IEM'y, które maja inne zachowanie, ograniczenia.
Trochę zrozumiałem czemu niektórzy słuchawkowcy mają po kilka par, bo w zasadzie ciężko o coś uniwersalnego pod różne gatunki muzyki, czy miksowane playlisty...
Pieniądze, które można tam zostawić mogą być naprawdę grube vs stacjonarne audio,
a ja wolę chyba wolne środki przeznaczyć kiedyś na kolejny lub wyższy wzmacniacz. Słuchawki raczej nie będą miały tak długiego cyklu życia jak wzmacniacz.
Oczywiście i w tym półświatku jest odpowiednia nawijka makaronu na uszy, i też odcinają gruby hajs od kabli słuchawkowych.
Odczułem to, przy czym widzę, że jeden z recenzentów już nie wytrzymał
Polecam przeczytać, ale że niektórzy są za leniwi na otwarcie linka, wkleję cytowany fragment.
https://audiofanatyk.pl/hifiman-edition-xs-recenzja-sluchawek-planarnych/
"
Nie ma tu więc nic nowego, tylko kolejny etap smażenia kotleta, już całego zwęglonego i nasiąkniętego tłuszczem do tego stopnia, że nawet teoria o przełożeniu przetwornika z Sundar do nowej obudowy i zrobienia z tego teoretycznie nowszego modelu, wydaje się prawdopodobna. Jednakże wg producenta, a co doczytałem na samym końcu tuż przed publikacją recenzji, Edition XS wywodzą się wprost z modelu Edition X. Pomiary w dużej mierze są więc tego potwierdzeniem.
Specyficzna filozofia producenta
Ale żarty na bok. Generalnie jako użytkownicy stajemy już któryś raz przed sytuacją, w której dostajemy n-tą iterację tego samego dźwięku z drobnymi modyfikacjami. Czasami idą one w kierunku złym (Arya), czasami w kierunku trochę lepszym (jak nasze tu obecnie opisywane XS). Sam producent przyznał się dawno temu, że ma już „wysmażone” mnóstwo kotletów o różnym składzie w swojej zamrażarce i co rusz, z zimną konsekwencją oraz wręcz perwersyjną satysfakcją wypuszcza je na rynek.
Taki trochę pozorowany (czy może sztucznie spowolniony) progres jest w rzeczywistości nie brakiem pomysłów i odcinaniem kuponów (jak np. u AKG czy Beyera), a bardzo przemyślaną strategią, w której w naturalnej konsekwencji będzie otrzymanie za parę lat jeszcze czegoś „lepszego” za podobne pieniądze lub mniej.
Dobry przykład to wyżej przytoczone Edition X, na których zdaje się model XS bazuje. Rzuciłem okiem do ich recenzji i ze zdumieniem zobaczyłem, że te słuchawki kosztowały w 2018 roku 6000 zł. W 2024 roku ich następca, który ma znacznie wyraźniej poprowadzone skraje, kosztuje już 1700 zł. Roll-off na skrajach „HEXów” pamiętam do dziś. Tutaj nie ma kompletnie tego efektu. I widać to na pomiarach.
Można zaryzykować tezę, że w takim razie nie opłaca się kupować u tego producenta niczego, bo i tak za jakiś czas dostaniemy to samo lub lepiej za mniej. Można też zaryzykować jeszcze inną tezę i to tutaj bym się zwrócił z największą uwagą: nie opłaca się u HIFIMANa kupować droższych modeli. Tylko tańsze mają sens.
Już tłumaczę z czego może wynikać zasadność takiej tezy.
Pomyślmy logicznie. Jeśli mamy słuchawki za 1700 zł, bazujące na starszym modelu za 6000 zł i mający generalnie wszystkie cechy jeszcze droższego, byłego flagowego, za (jak dobrze kojarzę) 11500 zł, to w tym momencie bardzo dziwnie patrzyłbym na zakupione wtedy HE1000, jako ich potencjalny posiadacz. Nie mówię tu o Shangri-La, bo to już inna technologia driverów i brak „kotleciarstwa” znanego z tańszych modeli.
Kupując u HIFIMANa modele droższe lub wprost flagowe, w dalszej perspektywie stracimy pieniądze, ponieważ kupujemy już w tym momencie stary projekt, który zostanie zastąpiony czymś innym. Skoro powołałem się na HE1000, to ich najnowsza wersja Stealth V3 z 2023 roku kosztuje już 7000 zł. Oryginalną wersję widziałem nawet za prawie 15 tysięcy, czyli ponad dwa razy tyle.
Logicznym byłoby w tym momencie usprawiedliwić sobie takie ceny lepszym wsparciem klienta albo jakością wykonania lub materiałami, prawda? Otóż wszystkie te modele, włącznie z Edition XS za 1700 zł, nie będą się różniły jakością wykonania. Ba, w przeszłości były wykonywane nawet z tych samych elementów. Zaś z perspektywy gwarancji, wszyscy traktowani są tak samo.
Być może należałoby więc patrzeć na to tak, że wszyscy ci, którzy zapłacili kwoty premium w dawnych latach, po prostu mieli ich przyszłe projekty szybciej i mogli już ładnych parę lat temu cieszyć się dźwiękiem na poziomie obecnej ich budżetówki. A pieniądze te przyczyniły się do rozwoju marki w takim właśnie kierunku.
Czemu więc ich budżetówka gra tak dobrze? Czemu nie ma – jak zakładam – stopniowania elementarnej jakości, a zmienia się tylko tonalność i to w tak dziwny sposób? Tutaj jest jeszcze ciekawsza teza. Otóż HIFIMAN – podkreślam: być może – wycenia swoje produkty na słuch. Im „fajniej” słuchawki zagrają, tym drożej je sprzedają. Fabryka wypuści 10 prototypów i następuje selekcja na słuch co zagra „lepiej”, gdzie lepiej może oznaczać przyjemniej, ale nie lepiej pod względem impulsowym, THD, nie ze względu na większy wkład materiałowy. Wszystko jest wykonane tak samo, gra tak samo czysto, ale różni się od siebie jedynie niuansami. I być może to właśnie te niuanse robią finalnie robotę.
Wszystko to są jedynie domysły. HIFIMAN nigdy nie powie – poza wcześniejszymi przebłyskami szczerości – co mu w głowie szumi. A może wyjaśnienie jest jeszcze prostsze? Może po prostu mają już na tyle dużo środków finansowych, że mogą sobie pozwolić na wypuszczanie pseudo-flagowców jako budżetówki? I konsolidację swojego portfolio pod względem jakości dźwięku (THD), bawiąc się tylko samym strojeniem?
Nie mam pojęcia. Ale fajnie jest rzucić na ten temat okiem bardziej chłodnym i pytającym.
Ale dobrze, wracając do tematu. W jakiej to zostawia nas – użytkowników – pozycji względem Edition XS? Bardzo dobrej. Wręcz wyśmienitej. Mamy tu bardzo dobrze wycenione słuchawki, które są znacznie tańsze niż jakiekolwiek Arye albo HE1000 czy inne droższe pozycje tego producenta z linii „kotletowej”. Do tego oferujące całkiem sensowne parametry i równe strojenie. Jest bas, jest średnica, jest super scena i jedynym znakiem zapytania pozostaje sopran, który będąc po jaśniejszej stronie może okazać się albo strzałem w dziesiątkę, albo nieco bardziej zezowato, choć jeszcze nie w okolicach stopy.
Przy takim a nie innym sopranie, warto słuchawki po prostu dampingować, a więc robić im coś podobnego, co uczyniłem niedawno w AD900X już poza ich recenzją. Z tym że tam siłowałem się z konkretnym peakiem, a nie całością sopranu. Taka robota teoretycznie może być tu prostsza w ogarnięciu. Albo prosty obszarowy EQ, albo sprzęt źródłowy który działa jak filtr dolnoprzepustowy, albo najzwyklejsze wkładki akustyczne od AKG czy Beyerdynamica umieszczone od razu w padach, czy nawet same pady o innym profilu mogą sprawić, że ten ostatni znak zapytania również nam zniknie.
Co wtedy dostaniemy? Być może słuchawki, które jakością i strojeniem wcale nie będą odbiegały tak mocno od HE1000 v8 Super Stealth Jet Organic Turbo Magnet. Może będą to słuchawki na lata? Może akurat za te 1700 zł stać nas będzie na podjęcie ryzyka w kontekście awaryjności, która to może okazać się tematem nigdy nie mającym zastosowania wobec naszego egzemplarza, bo wszystko będzie w porządku?
Wiem, że jest to sporo znaków zapytania. Znacznie więcej ich tu miejscami, niż kropek. Ale u tego producenta nie da się inaczej. Tak po prostu jest i albo się to akceptuje, albo nie. Właściciel Edition XS ośmielił się podjąć te ryzyko i rzucił monetą. Ani ja, ani on nie wiemy, co wypadnie. Nie wiemy, czy będzie orzeł, czy reszka. To zaś, co wiemy obaj (dałem mu już oczywiście znać o wynikach testów przed publikacją recenzji), to bardzo duży nominał tejże monety. Bo w momencie rzucania on tą monetę kupił za rozsądna kwotę moim zdaniem. I już na tym etapie jest szansa, że sporo wygrał."
Dla mnie szczera prawda a jednocześnie masakra, jak jak różne koncerny, również zegarkowe smażą i odgrzewają kotlety, a marketingowcy ubierają im to w otoczkę, żebyś wiedział, że jesteś wybrańcem, i podjąłeś jedyną słuszną decyzję, żeby to kupić ...
Tak na chłopski rozum, kogoś naprawdę pojebało, wydawać po kilkadziesiąt tysięcy na i tak niedoskonałe słuchawki to już lepiej kupić Apple AirPods Max, które też mają swoje niedoskonałości, są przede wszystkim tylko, albo aż bezprzewodow,e zamknąć temat i cieszyć się życiem, ew. jak muszą być przewodowe to coś innego z tego przedziału cenowego i zamknąć temat. Przywoływane wcześniej Sennhiser HD660S2 to też nie są wbrew opiniom, słuchawki absolutne, maja swoje wady i ułomności, ale pozwolą nie zwariować i nie dać się wydoić!
Będę to sobie sam czytał, jakby mnie jeszcze kiedyś naszło, żeby jednak kupić kolejne słuchawki.