-
Liczba zawartości
852 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Forum
Profile
Galeria
Kalendarz
Blogi
Sklep
Zawartość dodana przez ireo
-
Ahaa, a ja myślałem, że przekreślony znaczek z napisami "Scuba" i "No Radiations" właśnie ostrzega żeby nie próbować nurkowania z powodu tej promieniotwórczości, żeby nie zaszkodziła ślimakowi Dendronotus Frondosus, wielorybom, fokom, wczasowiczom w wodzie, a nawet Pameli Anderson czuwającej na brzegu (i w razie potrzeby wyławiającej tonących). Potwierdzają to napisy na drugiej stronie, PROTECT WHAT YOU LOVE oraz IMMERSE YOURSELF, znaczy "chroń wszystko co kochasz" (i nie wchodź z tym zegarkiem do wody) oraz "zanurz się" (ale sam, bez zegarka). Ja bym nie ryzykował. Swatch twierdzi również, że "indeksy godzinowe oraz wskazówki godzinowa i minutowa, a także skala na bezelu mają powłokę Super-LumiNova® klasy A, zapewniającą im znakomitą widoczność w ciemności" i tu to już na pewno kłamie. Ale kolor jest fajny i widok od strony dekla też im się udał.
-
Ale za to promieniotwórczy jest, co potwierdza znaczek na tarczy.
-
To zdanie to u mnie mocny kandydat w kategorii „Życiowa Mądrość Roku”.
-
To się rozumie samo przez się. Trudno znaleźć inny powód zainteresowania tym zegarkiem. Longines LD niewiele gorszy, też mu się wskazówka godzinowa średnio udała.
-
Fajny układ wskazówek, może zatrzymaj i niech tak zostanie? 😀
-
Piękne, jak niektóre pejzaże ze świetnej książki pt. "Paskudnik warszawski" (https://paskudnik.com/strona-glowna/6--ebook-paskudnik-warszawski-9788394679842.html - polecam). W brzydkich miastach rodzą się czasem wspaniali ludzie. Zresztą, niektóre zegarki wyglądają gorzej niż Sosnowiec, a ludzie je kupują za ciężkie pieniądze. Na koniec utwór niby satyryczny ale być może proroczy Zegarek doskonały, zresztą już go tu "polubiłem" parę razy. Kiepskiego nie widzę, bo nie oglądam seriali.
-
No dobra, woda, balustrada, beton, kamienie, jeszcze trochę wody, a gdzie zegarek?
-
III 30 lat z zegarkami minęło mi nie wiadomo kiedy, przy okazji i w tle innych, ważniejszych rzeczy. Rodzina, studia, kolejne miejsca pracy, kilka przeprowadzek za granicę i z powrotem, ludzie, mieszkania, domy, miejsca. Pod względem zegarkowym najwięcej ciekawych doświadczeń zebrałem przy okazji pracy w tzw. globalnych korporacjach, w tym podczas kilku lat w Szwajcarii. W innych krajach również, ale pod względem zegarkowym Szwajcaria była najważniejsza, z oczywistych powodów. Przywiozłem stamtąd pierwszy zegarek który mam do tej pory, Omegę Speedmaster Day-Date Mk40. Rozglądałem się za ładnym egzemplarzem Speedmastera w rozmiarze 39 mm czyli Reduced. Oczywiście podobał mi się również Moonwatch, ale wtedy jeszcze uważałem że będzie dla mnie za duży. To nie był jedyny powód. Ówczesne Moonwatche nie najlepiej się nakręcały, więc uznałem że lepszy będzie automat, również ze względu na mój tryb życia. Trudno by mi było utrzymać dodatkową codzienną rutynę bo sporo podróżowałem, nie tylko samolotami. Kiedy chcieliśmy z żoną spędzić weekend w Polsce, nie zaprzątając sobie głowy planowaniem i rezerwacjami lotniczymi, brałem wolny poniedziałek i w piątek po pracy wsiadałem do samochodu. Średnio w ciągu 13 godzin pokonywałem dystans 1,5 tys. km z Zurychu do Warszawy, wliczając obiad po drodze. W niedzielę po południu lub w poniedziałek rano jechaliśmy z powrotem. Są ludzie, którzy o każdej porze wiedzą jaki jest dzień miesiąca i tygodnia, nawet potrafią ocenić bez pomocy zegarka orientacyjną godzinę. Ja do nich nie należę. Umiem wprawdzie przewidzieć bez barometru i prognozy jaka będzie pogoda za klika czy kilkanaście godzin, albo znaleźć drogę w lesie, ale orientacja w czasie nie jest moją mocną stroną. Może stąd się wzięło moje zamiłowanie do zegarów i zegarków, a może to kwestia wygody, bo po dwóch dniach „zegarkowego odwyku” potrafiłem jednak samodzielnie określić która mniej więcej jest godzina. W każdym razie, spośród chronografów Omegi, które brałem pod uwagę, najpierw wyeliminowałem te o budowie modułowej. Potem te z ręcznym naciągiem bo, jak wspomniałem, wtedy jeszcze nie byłem gotowy na codzienne nakręcanie zegarka. Na liście pozostały automatyczne Speedmastery oparte na starym, dobrym Valjoux. Przy moim ówczesnym trybie życia, Day-Date Mk40 z ośmioma wskazówkami i dwoma okienkami, zmyślnie rozmieszczonymi na jednej niewielkiej tarczy, oddawał mi nieocenione usługi. Nawet wskazanie czasu dobowego 24h, teoretycznie przeznaczone dla pilotów albo speleologów, przydało mi się nie raz. Zegarek bez problemu przetrwał wiele dalszych podróży, m.in. do Indii. Tylko pasek nie dał wtedy rady z powodu ciągłego zawilgocenia w gorącym klimacie, wymieniłem go po powrocie. À propos pilotów, jeden z zakładów zegarmistrzowskich w Zurychu, prowadzony przez starszego pana, miał na wystawie różne ciekawe zegarki. Lubiłem się zatrzymać przy tej witrynie. Czasem wszedłem do środka, żeby coś obejrzeć dokładniej i porozmawiać. Podobał mi się np. Day-Date w wersji z niebieską tarczą z rodowanymi elementami, już nie nowy ale w dobrym stanie. Kupiłbym go wtedy, gdyby nie historia tego zegarka. Przyniosła go do zegarmistrza pani, która wiele lat wcześniej kupiła ten zegarek w prezencie dla swojego męża, na jego 50. urodziny. Mąż był pilotem, nosił ten zegarek ale zmarł, więc Omega ponownie trafiła do miejsca gdzie została kupiona. To był dobry egzemplarz ze znakomitą historią serwisową, wszystkie przeglądy były zrobione o czasie i w tym samym zakładzie, ale jakoś nie byłem w stanie go kupić. Spośród innych zakupów z tego okresu zapadł mi w pamięć piękny Longines Carré z lat ’40. Na ręce wyglądał zjawiskowo ale w najmniej odpowiednich momentach gubił szkło, które było dorabiane. Oryginalne szkło było nietypowe i nie do zdobycia, więc jakiś zegarmistrz poradził sobie docinając wypukłe szkiełko mineralne w taki sposób, żeby je dopasować do prostokątnej koperty. Efekt wizualny był bardzo dobry ale w praktyce nie zdawało to egzaminu, bo raz i drugi zdarzyło mi się zgubić to szkło, nawet na ulicy, i chociaż po chwili je znalazłem, to uznałem że szkoda moich nerwów i sprzedałem zegarek na eBay-u, informując w opisie o problemie ze szkłem. Oprócz zegarków, które widziałem albo kupiłem w Szwajcarii, było mnóstwo takich których nie brałem pod uwagę. Choćby dlatego, że dana marka za bardzo mi się opatrzyła. Moi koledzy, przeważnie Szwajcarzy i Niemcy, chętnie wybierali zegarki IWC. Niewiele można zarzucić tej renomowanej firmie oprócz tego, że w czasie wojny realizowała zamówienia z obu stron frontu, jak wielu innych producentów szwajcarskich. Ale unikam podążania za modą i trendami, żeby nie mieć niemiłego poczucia "dołączania do stada". Wobec IWC powstał więc we mnie rodzaj uprzedzenia, które okazało się zadziwiająco trwałe, bo nie mam i nie miałem żadnego zegarka tej marki. Wszystko jest względne, co innego raz na rok wybrać się do butiku albo do kolegi i zachwycić się czymś ekskluzywnym, a zupełnie co innego widzieć taki zegarek kilka razy w tygodniu. W tym drugim przypadku wrażenie niezwykłości albo niedostępności stopniowo się ulatnia i zaczyna się postrzegać takiego „Schaffhausena” (po polsku to miasto nazywa się Szafuza, o czym nie wiedzą dziennikarze i nie tylko oni) jak coś w rodzaju Seiko SKX. Przy okazji, bardzo cenię firmę Seiko i jej osiągnięcia, może zdążę jeszcze o tym napisać. Chodzi raczej o to, że mentalnie IWC wypadło mi z kategorii, którą wcześniej postrzegałem jako znacznie wyższą i bardziej niedostępną. Jadąc pociągiem szwajcarskich kolei federalnych SBB piękną trasą z Zurychu do Neuchâtel (na tym połączeniu trafia się czasem także francuski TGV) mija się m.in. Grenchen i Biel. Pociągiem podmiejskim z Neuchâtel w pół godziny można się dostać do La Chaux-de-Fonds i trochę dalej do Le Locle, niewielkich miasteczek, sławnych w zegarkowym świecie. Nie tylko z powodu renomowanych firm zegarmistrzowskich lecz również takich instytucji jak Musée International d’Horlogerie (MIH), które co roku przyznaje w La Chaux-de-Fonds nagrodę Prix Gaïa za najwybitniejsze osiągnięcia. W trzech kategoriach: Artisanat création (rzemiosło artystyczne), Esprit d'entreprise (przedsiębiorczość) i Histoire (historia i badania). To są rzeczy znane większości zaawansowanych zegarkomaniaków, ale ja się rozwijam powoli i wielu rzeczy nie wiem, a jeszcze mniej wiedziałem wtedy, kiedy do bardzo ciekawych zegarków miałem dosłownie „rzut beretem”. Np. nie wiedziałem o istnieniu pracowni pana Beata Haldimanna mieszczącej się w Thun, w domu bez żadnych widocznych napisów, przypominającym niektóre wille w Nałęczowie. Nieświadomie minąłem to miejsce dosłownie o kilkanaście metrów, w drodze motocyklem z Zurychu do Interlaken. Zresztą w Thun byłem co najmniej dwa razy, m.in. na koncercie w tamtejszym średniowiecznym zamku. Jednak dopiero po latach dowiedziałem się o istnieniu zegarków Haldimann, takich jak słynny H9 Reduction, który nie pokazuje godzin ani minut lecz stanowi dzieło sztuki samo w sobie. Szwajcaria to oczywiście także Baselworld. Zawsze się waham czy iść na taką imprezę, bo i tak jestem w stanie przyswoić najwyżej ułamek tego co zobaczę. Dla mnie to doświadczenie tego rodzaju, co duże muzeum sztuki albo perfumeria. Po zatrzymaniu się przy kilku wybranych obrazach, albo wypróbowaniu kilku nowych zapachów, nie jestem już w stanie strawić więcej i muszę zrobić przerwę żeby odpocząć. Np. w 2017 r. w Bazylei największe wrażenie zrobił na mnie pokaz firmy Rado. Przy głośnej muzyce, w ciemności rozświetlonej kolorowymi laserami, czarnoskóre modelki ubrane w fosforyzujące kostiumy wykonywały układ choreograficzny zaplanowany w taki sposób, żeby ich biżuteria i elementy strojów błyskały światłem w odpowiednich kolorach. Zegarki czekały sobie dyskretnie w gablotach aż nimi także ktoś się zainteresuje. W efekcie zupełnie nie pamiętam jakie nowości Rado wtedy prezentowało.
-
Ja się chyba nie umiem nie czepiać, dlatego mam tyle zegarków. Poza tym, co to za recenzja bez odpowiedniej dawki czepialstwa. Znaczy, są takie, ale ja ich nie czytam a tym bardziej nie piszę, znacznie ciekawsze wydaje mi się podejście typu "dzielenie włosa na czworo". Nie tylko Squale, wiele zegarków tak ma, ale np. Squale ma inną koronkę, która znacznie lepiej gra z powierzchnią polerowaną. Nie chodziło mi o to, że tego polerowania jest ogólnie za dużo, tylko że nie za bardzo do niego pasuje wykończenie koronki i pierścienia lunety. Jako całość, zegarek "made by piciu866" i tak jest lepszy od wielu chińskich wyrobów udających "microbrandy", a to wysokie szkło z grubą krawędzią to sztos.
-
Ta wersja przeważnie znajduje się w czołówce zestawień typu "Rolex watches below retail". Mnie się podoba.
-
Gratuluję, zwłaszcza jeśli to pierwszy projekt. Na pierwszy rzut oka wygląda całkiem zgrabnie, jak nieznany krewny jakiegoś Seiko. Po dokładniejszym przyjrzeniu się zdjęciu mam wrażenie, że powierzchni polerowanych jest za dużo, kolidują stylistycznie z moletowaną koronką. Tarcza położona dość głęboko względem szkła wygląda dobrze, nie jestem pewien czy przy takich proporcjach wskazówki nie powinny być masywniejsze. Jedyne co zdecydowanie mi się nie podoba to logo, prostsze byłoby lepsze, może tylko sam napis. Trzeba by obejrzeć na żywo. Jakie są wymiary zegarka?
-
Premiery zegarkowe, nowości, ciekawe wydarzenia
ireo odpowiedział Lincoln Six Echo → na temat → NOWOŚCI ZE ŚWIATA ZEGARKÓW
Bardzo efektowne znalezisko, fajnie że się cordi7 podzielił, tylko że to duże jest. Waży z 8 kilo, a razem ze specjalnym własnym "akwarium" jeszcze więcej. -
To już znacznie łatwiejsze, katedra w Mediolanie. Dobrej dalszej podróży!
-
Jaką znowu wycieczkę? I skąd tym razem wniosek, że nie wiem co napisałem? „Wydzwięk” to już Twój własny produkt. Oddychaj.
-
Klub Miłośników Zegarków OMEGA
ireo odpowiedział Degustatorr Noir → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Świetna kolekcja. Powiedziałbym, że mocno sprofilowana 😀 Moglbyś trochę opowiedzieć jak powstawała? Jeden Moonwatch chyba ma brązową tarczę, następny to „57”, ale nie za bardzo widzę na tym zdjęciu czym się od siebie różnią pozostałe trzy. -
To też ideologia, ładnie przedstawiona w wielu popularnych utworach, np. w tekście do „Międzynarodówki” albo „Imagine” J. Lennona (czyli rzeczywiście „marzenie”). To, że pogląd „dobrze jest się różnić” nazwałem ideologią wcale nie znaczy, że pozostaje tylko teza „dobrze jeśli będziemy tacy sami” albo że miałbym być jej zwolennikiem. Wyciąganie takiego wniosku to skutek braku nauczania logiki w szkołach. Różnice są niewielkie, ale dla mnie to jednak są dwa różne zegarki. Wydaje mi się, że najbardziej decydują o tym wskazówki.
-
Nie jestem pewien. W samym tylko „różnieniu się” trudno doszukać się jakiegoś dobra. W mediach jest sporo takiego przekazu, jakoby różnice między ludźmi były dobre same w sobie, ale to raczej z góry przyjęta ideologia a nie teza, którą dałoby się udowodnić. Porównywanie Rangera z Explorerem ustawia znacznie tańszego Tudora na przegranej pozycji, ale jeśli się pamięta, że takie właśnie jest wzajemne pozycjonowanie obydwu marek, to już niekoniecznie. Tudor zapracował na wizerunek „Rolexa dla ubogich” i nie jest łatwo to odkręcić, bo cały czas rolą Tudora pozostaje testowanie różnych pomysłów Rolexa, których Rolex z różnych powodów nie chce wprowadzać od razu pod własną marką, oraz kontrola nad tańszym segmentem rynku czyli walka z konkurencją spod znaku Swatch Group na ich własnym terenie. Wracając do kwestii „Ex. vs. Ranger”, to nie są zegarki aż tak blisko spokrewnione jak mogłoby się wydawać. Explorer jest zegarkiem sportowym i dziwi mnie, że wielu dopatruje się w nim cech „biżuteryjnych”. Trudno je znaleźć, chyba że chodzi o cenę (którą nabywcy płacą „bo to Rolex” i w zasadzie nie ma innego uzasadnienia) albo o odrobinę białego złota, użytą tylko po to, żeby indeksy i wskazówki zabezpieczyć przed oksydacją. Cała reszta to dość surowy projekt stalowego zegarka sportowego, który dobrze się nosi i dzięki konsekwentnej strategii marketingowej trwale skojarzył się z takim właśnie zegarkiem. Konsekwencja w Explorerze przejawia się również tym, że ten zegarek nie występuje z bardziej ozdobną bransoletą typu Jubilee tylko zawsze Oyster, co ma podkreślać sportowo-użytkowy charakter i oddalać „biżuteryjne” skojarzenia (pomijając fakt, że niektórzy generalnie uważają Rolexa za markę bardziej biżuteryjną niż zegarmistrzowską, ale to szerszy temat na osobną rozmowę). Tudor Ranger to raczej field watch, o czym świadczy nie tylko nazwa ale przede wszystkim wygląd tego zegarka, który dobrze wypada w zestawieniach z różnymi paskami i w „polowych” stylizacjach. Teoretycznie można założyć pasek do Explorera i jakoś tam to będzie wyglądać, ale powiedzmy sobie szczerze, zdjęcie bransolety Oyster z Explorera coś temu zegarkowi odbiera i po prostu estetycznie nie ma sensu.
-
Wprawdzie to nie Grand tylko King Seiko, ale też świetny zegarek. Mam reedycję czyli SJE083, wciąż mi się podoba.
-
Nie we Włoszech, ale mieszkałem w Szwajcarii, więc do Lombardii miałem niedaleko. Mój autorski temat „Ewolucja” miał zawierać parę wspomnień z tamtego okresu, ale nie wiem czy znajdę na to czas. Przy okazji podróży na południe można się było przejechać „trasą Jamesa Bonda” przez Alpy. Przy okazji zapamiętało mi się kilka widoków włoskich miast. Zegarkowe hobby rozwija zdolność koncentracji na szczególe (jeśli chodzi o Włochy, to również czytanie Zbigniewa Herberta i Bożeny Fabiani). Na zdjęciu Daniela była fasada Santuario Beata Vergine Addolorata czyli kościoła Matki Bożej Bolesnej w Bergamo, może nie najbardziej znanego w tym mieście ale charakterystycznego.
-
Hm, może zgadnę... Bergamo?
-
-
Faktycznie, nie bardzo im się udało. Przypomniałem sobie w międzyczasie, że nie tylko budowa ręki ale również typ fizyczny "modela" wpływa na estetyczny wyraz zegarka i paska. Twoja sylwetka zalicza się chyba do tych większych, więc może całość z tym wyrazistym paskiem jakoś się broni. Podobno najgorsze są nieproszone rady, ale skoro temat dobrnął aż tutaj, to moje domyślne wybory paska byłyby następujące: 1) czarny lakierowany, bez przeszyć; 2) ciemnoszary zamsz albo nubuk, byle nie za jasny; 3) jeśli kolor, to przygaszony, np. cartierowska czerwień, zgniła zieleń, faktura skóry jednorodna matowa albo drobnoziarnista.
-
Fajny pasek ale - sorry, guys - nie do tego zegarka. Zegarek też fajny, właściwie legendarny, ale nie z tym paskiem. Nie żebym był zwolennikiem konwencji "eleganckiego retro", wręcz przeciwnie, ale wg mnie to konkretne zestawienie nie działa. Wyrazista struktura skóry totalnie zdominowała subtelne detale tarczy, i jeszcze ten kolor... Wygląda to jak próba usportowienia Bregueta na siłę. Upór może być cechą pożądaną, ale tylko w sprawie, która jest tego warta
-
Chyba się zmęczył i wyjechał odpocząć, więc masz duże szanse na żółtą koszulkę lidera. Zegarek niby często pokazywany, a dopiero teraz zauważyłem fazowane i polerowane krawędzie wewnętrzne na połączeniu z bransoletą. Fajnie to jest zrobione. Łeee, tylko jedno... Owszem, znakomity zegarek, ale z tym "biciem na głowę" to nie jest takie oczywiste. Co kto lubi.
-
Klub Miłośników Zegarków Longines
ireo odpowiedział carlito1 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Dobre, cinematic. Chętnie widziałbym więcej takich zdjęć zamiast ciągle "ręka-zegarek-kostka brukowa-buty-zegarek-samochód-ręka-zegarek..."