IV
19. dzielnica Wiednia była spokojna i pełna zielonych miejsc do spacerów z psem. W miastach, w których mieszkam, chętnie wybieram lokalizacje odległe od centrum. Na ogół mam więc daleko do sklepów z zegarkami, antykami i książkami. Lubię takie miejsca ale niestety grzęznę w nich na długie godziny. Kiedyś wszedłem do dużej księgarni na Manhattanie i ani się obejrzałem, kiedy minęło pół dnia. Mieszkanie na przedmieściach w dużym stopniu chroni mnie przed takimi atrakcjami. Kiedy gdzieś wyjeżdżam, zawsze na mojej drodze wyrasta jakiś antykwariat, zegarkowy sklep albo księgarnia, która próbuje mną zawładnąć.
Konsekwencją podróżowania w interesach a nie tylko dla przyjemności było wiele spotkań z osobami noszącymi dobre zegarki i możliwość oglądania na żywo różnych ciekawych egzemplarzy. Początkowo nie zdawałem sobie sprawy, że obserwowanie zegarków „na ludziach”, zamiast w oknach wystaw czy w butikach/salonach, buduje skojarzenia wpływające na moje poszukiwania i wybory. Bardzo doceniam umiejętność dobrania zegarka do stroju i okoliczności. Niejednokrotnie plastikowy Swatch czy Casio, dobrany do ubioru i sytuacji, robi lepsze wrażenie niż cenny i rzadki egzemplarz noszony bez wyczucia stylu, czasu i miejsca. To trochę jak dom, który może być albo świetnie dopasowany do charakteru dzielnicy czy krajobrazu, albo kompletnie niedostosowany do otoczenia. Okolica w której teraz mieszkam ma charakter bardziej wiejski niż miejski, w pobliżu jest kilka rezerwatów przyrody, stadnin koni, a nawet parę ostatnich małych gospodarstw gdzie ludzie jeszcze pracują na roli. Tymczasem nowo budowane domy i ich najbliższe otoczenie najczęściej wyglądają tak, jakby chciały za wszelką cenę udowodnić że stoją w mieście, co nie tylko wygląda dziwnie ale jest zadaniem z góry niewykonalnym.
Przypomniał mi się pewien dyrektor zarządzający finansami dużej korporacji. Usiedliśmy kiedyś obok siebie w autobusie na lotnisku, w drodze z odległego terminalu. Gość odsunął mankiet, pod którym wybrzuszała się limitowana wersja Omegi Planet Ocean, i powiedział: "Taki zegarek sobie sprawiłem na czterdzieste urodziny. Fajny, co? Oryginał, nie żadna podróba."
Mniejsza o to, że zegarek nie pasował do sylwetki właściciela ani do ciemnego garnituru, nie mieścił się nawet pod rozpiętym mankietem koszuli. Najgorsze wrażenie zrobiło na mnie to, że kolega uznał za potrzebne i właściwie poinformować mnie, że jego Omega to nie imitacja.
Innym razem spędziłem dzień w sali konferencyjnej z ludźmi wśród których był pewien Szwed z Navitimerem na ręce. Szwed był wysoki i chudy, duży Breitling wyglądał jak talerzyk przywiązany do nadgarstka, ale dzięki białej tarczy zegraka, białej koszuli i prawie białym włosom właściciela tworzyło to pewną harmonijną całość. Breitling Navitimer to zegarek zdecydowanie nie dla mnie, podobnie jak Planet Ocean, ale pierwszy skojarzył mi się z luzackim stylem a drugi z czymś dla nowobogackich, chociaż w innych okolicznościach mógłbym odnieść wrażenia zupełnie odwrotne. Zegarkowymi konwenansami raczej się nie przejmuję, ale jednak razi mnie dobry i drogi zegarek u kogoś kto nie zachowuje podstawowych form, np. mówi i pisze z rażącymi błędami. Niestety niektóre znane marki mają pod tym względem fatalną reputację, bo upodobali w nich sobie amerykańscy raperzy i ogólnie tacy ludzie, którzy szybko zrobili duże pieniądze. Sprawa podobna jak z reputacją właścicieli BMW. Dobre samochody ale cóż, nie każdemu odpowiada image łysego pirata drogowego, choćby był to wizerunek zupełnie niezasłużony.
Z okresu wiedeńskiego pozostał mi m.in. wahadłowy Gustav Becker, który kupiłem od prywatnego właściciela i przywiozłem samochodem a potem odrestaurowałem, oraz mała naręczna Stowa, wylicytowana na eBay za trzy i pół euro. Nikt inny nie chciał tego zegarka, bo był w opłakanym stanie. Zdjęcia też nie były najlepsze, ale ze względu na oryginalną prostokątną kopertę i ucha, wskazujące na lata ’30-’40 ubiegłego wieku, zdecydowałem się zalicytować i kupiłem tę Stowę za taką śmieszną sumę. Zegarek przyszedł pocztą, byle jak zabezpieczony, ale niewiele mogło mu już zaszkodzić. Tarcza była tak zniszczona, że nie było widać indeksów, ale mechanizm wyglądał jeszcze przyzwoicie i wykazywał oznaki życia. Odnowienie tarczy i koperty musiało trochę potrwać, do tego oczywiście serwis mechanizmu, ale efekt okazał się bardzo dobry. Do tego stopnia, że zegarek spodobał się mojej żonie i od tamtej pory funkcjonuje jako damski.