Od czasu jak kupiłem Kindla połykam książki jedna za drugą. Za namową kolegi sięgnąłem po "Wielki Marsz" Kinga. Przeczytałem 3 pierwsze strony ksiązki i nie mogłem się oderwać, połknąłem ją prawie w całości weekend czy dwa temu. W poniedziałek rozmyślnie i celowo spóźniłem się do pracy - musiałem skończyć.Nie pamiętam kiedy ostatni raz książka tak zamieszała w mojej głowie. Pomysł banalnie prosty. Grupka 100 młodych ludzi bierze udział w swoistym reality show. Mają jedno zadanie. Iść przed siebie. Bez przerw na odpoczynek, bez przerw na posiłki, bez przerw na potrzeby fizjologiczne. Nie wolniej niż 6km/h. Każde zwolnienie poniżej tej prędkości, każde zatrzymanie się to ostrzeżenie. Po otrzymaniu ostrzeżenia masz 30s. na wznowienie marszu. Każde ostrzeżenie zaciera się po godzinie od jego otrzymania. Można zebrać 3 kolejne ostrzeżenia. Czyli w ciągu jednej godziny można zwolnić, zatrzymać się tylko na 2min. Potem dostajesz czerwoną kartkę i odpadasz z gry... Nikt nie chce odpaść. Bo stawka jest najwyższa z możliwych. Wygrywa ten, który zajdzie najdalej Banalne, prawda? Co ciekawego można napisać na ten temat? Okazuje się, że mistrz horroru King potrafi... Na stronach powieści nie ma potworów, duchów, straszydeł. A mimo to jak człowiek czyta to włos jeży mu się na głowie. Więcej nie napiszę - trzeba samemu przeczytać. Naprawdę warto! IMO jedna z najlepszych powieści Kinga. Potem był Afgańczyk Frederica Forsytha a aktualnie kończę Sejf Tomasza Sekielskiego (tego z TVN) - przyjemne czytadło political fiction. W kolejce czeka "Ja, Gelerth" Władysława Pasikowskiego (tego od Psów), podobno całkiem fajne hard S/F, a potem "Moulin Rouge" Pierra La Murea - beletryzowana biografia Henriego de Toulouse Lautreca. Czytałem ją jakies 15 lat temu i mnie zachwyciła. Pora odświeżyć.