Ostatnio kupiłem wodę, która chodziła za mną od czasów peweksowskich, czyli YSL Kouros. Pewnie pamiętacie, były takie żenujące reklamy... Jeden z klasyków typu love or hate. Kupiłem mniejszą pojemność, bo nigdy nie wiadomo. Oczywiście współczesny wypust.
Wrażenie średnie. To znaczy faktycznie, zapach jest starożytny do bólu, nie wiem, jak ten typ zapachu określić, chyba jako duszący męski. Może się podobać. Nosiłem go przez kilka dni, po czym z ulgą wróciłem do mego stałego Floris No.89.