Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

ireo

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    995
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez ireo

  1. Ta pierwsza, 2251.50.00, automat. 2261.50 miała mechanizm kwarcowy i brak napisu „chronometer”. Czerwony grot wskazówki sekundnika wygląda trochę dziwnie ale te referencje tak miały. Nie pasuje mi tylko data. Wydaje mi się, że w tym modelu powinna być biała czcionka daty na czarnym tle, ale nie znam się na tyle, żeby wykluczyć istnienie wersji z datą „czarno na białym”.
  2. Proszę. 16622, zdjęcia zrobione w dzień (skrypt do zamieszczania zdjęć coś dziś wierzga, zobaczymy czy się uda). Wśród wczesnych, „platynowych” Yacht-Masterów był też malutki 29 mm, ale dla mnie ma sens tylko 40 i raczej w tej najwcześniejszej, pięciocyfrowej wersji, którą pokazałem. Późniejsza ma „cofnięte” endlinki, lepiej przystosowane do węższej ręki (ludziom się to podoba, ale w moim odczuciu wizualna integracja bransolety z kopertą trochę na tym straciła), nowsze zapięcie (z mikroregulacją ale grubsze i większe, niedopasowane wyglądem do bransolety), a przede wszystkim gładszą strukturę tarczy. To są subtelne różnice, ale mnie się ta ziarnista, platynowa tarcza w starszej wersji bardzo podoba i uważam, że to jedna z najlepszych jakie Rolex kiedykolwiek zrobił. Mimo że to bardzo prosty pomysł, a może właśnie dlatego. W późniejszych wersjach tego zegarka podoba mi się właściwie tylko napis „Rolex” na pierścieniu wokół tarczy, bo to fajnie wygląda. I dużo, dużo później, obecna tytanowa wersja z czarną lunetą, ale to już jest zupełnie inny projekt, chociaż nadal nazywa się Yacht-Master. Ogólnie nie mam szczególnego nabożeństwa do Rolexa. Przy całym szacunku dla tej marki patrzę na nią z dystansem, bo pomimo dopracowanego wzornictwa, świetnego wykonania (co nie zawsze dotyczy modeli vintage) i najlepszych bransolet w branży, są to zegarki znacznie przeszacowane względem tego co oferują. Kwestia umiejętnej polityki marketingowej i sprzedażowej. Zalety 16622: bardzo wygodny na co dzień, bransoleta zapewnia odpowiedni luz a zegarek ani drgnie, nie ma mowy żeby się przemieścił na nadgarstku przy machaniu ręką albo przy prowadzeniu samochodu. Dwukierunkowy bezel jest znacznie przydatniejszy do odmierzania czasu. Prawie monochromatyczna stylistyka pasuje do wszystkiego. Dla mnie dodatkową zaletą jest to, że ludzie nie wiedzą że to Rolex. Ustawianie czasu i dokręcanie koronką dają miłe wrażenie „maślanego” oporu, typowe dla sportowych Roleksów z ostatnich 20-30 lat. Wady: dosyć ciasne uszczelki koronki, po jej odkręceniu czasem trudno zatrzymać sekundnik. Przynajmniej w moim egzemplarzu. Poza tym, mimo upływu lat zegarek mocno błyszczy w słońcu, o ile dla kogoś to wada.
  3. Odesłać. One już na tym zdjęciu nie pasują.
  4. Właśnie, ta powtarzalność jest bardzo istotna. A wodoszczelność i antymagnetyczność też podlegają certyfikacji METAS. Są ludzie, dla których to ważne. Generalnie wiadomo do czego służą certyfikaty, do sprzedawania.
  5. Nie. Specyfikację wyższą niż COSC (-4/+6 s/d.) potwierdza certyfikat METAS (Master Chronometer, 0/+5 s/d.) i certfyfikacje wewnętrzne niektórych producentów (np. Superlative Chronometer Rolexa -2/+2 albo Patek Philippe Seal). Odchyłka dobowa to tylko jeden z parametrów podlegających certyfikacji, nie wiem czy warto się na niej tak bardzo koncentrować. Pytanie o realną wartość COSC jest bardzo dobre. Idea certyfikacji wzięła się z potrzeby powołania się na kryteria jakościowe, których potencjalny nabywca nie jest w stanie samodzielnie zweryfikować przed zakupem zegarka. Przypomina to trochę rozważania o wpływie certyfikacji ISO na smak wafelków. Więcej nt. METAS vs. COSC pisałem kiedyś w Klubie Omegi.
  6. Dwie popularne marki to jeszcze nie "kuchnie świata". "Drogi i celu" też w tej kolekcji na razie nie widzę, poza wymianą kilku Longinesów na Rolexy. Nie znaczy że to źle, ani że w ogóle musi być jakiś "cel", po prostu za wcześnie na takie porównania.
  7. Ale fajny! Gdyby więcej ludzi nosiło takie zegarki, świat byłby weselszy.
  8. Rzeczywiście, trudno się oprzeć skojarzeniom z wymiennikiem ciepła ale "to coś", co wygląda jak radiator chłodnicy albo skraplacz w lodówce, to kunsztownie poskładany pręt gongu. Nie wiem z jakiego stopu jest zrobiony, muszę się wczytać. Przy tej cenie i poziomie wyrafinowania całości obstawiałbym złoto.
  9. Efektowny zegarek, szczególnie mechanizm. Znając Venezianico, powinny się również pojawić kolorowe tarcze. Na miejscu producenta nie pominąłbym okazji, żeby zrobić wersję czerwoną i nazwać ją "Bucéfalo" Pierwszy link prowadzi donikąd, drugi działa poprawnie. Faktycznie "z grubej rury", chciałbym zobaczyć to cudo w działaniu. Poczytałem opis, "wah-wah musical tone"?
  10. Idealny zegarek w momencie, kiedy nie chce mi się wybierać, ustawiać ani nakręcać innego.
  11. Rodzice (Tissot i Universal Genève) poznali się na dyskotece w Szanghaju…
  12. Zawsze można sobie podrapać albo porysować we własnym zakresie.
  13. Dla mnie również Air-King jest super - jako zegarek wskaźnikowy. Jest taki stary kawał, że aby zachować umiar w konsumpcji alkoholu należy sobie upatrzyć najbrzydszą dziewczynę w towarzystwie i gdy zauważymy, że ona zaczyna się nam podobać, przestać pić. W podobnym celu używam Air-Kinga. Kiedy się już naoglądam wszelkich możliwych zegarków w internecie (a czasami na żywo) i przyjdzie mi do głowy myśl, że Air-King to całkiem fajny i oryginalny projekt, to wiem że czas na odwyk. Dzień czy dwa odpoczynku od zegarków, i objawy mijają jak ręką odjął.
  14. Niekończące się eksperymenty z paskami.
  15. To na pewno początek swatchomanii, zjawiska podobnego do holenderskiej gorączki tulipanowej. Kupujcie "słocze".
  16. ireo

    Klub HERITAGE

    Fajny temat i zdjęcia, od razu pojawia się parę zagadnień do omówienia. Kolor wskazówek w tym Longinesie jest bezbłędny. Na tle złoconej, pionowo szczotkowanej tarczy wygląda to świetnie. Z kolei zakończenia wskazówek wydają mi się zbyt tępe, zwłaszcza w porównaniu z bardzo wypracowanymi, ostrymi grotami w starych Longinesach. Kiedyś już poruszaliśmy ten temat przy okazji rozmowy o chronografach tej marki. Mimo wszystko, dobrze że Longines nadal obrabia wskazówki termicznie w wielu współczesnych zegarkach. Właściwie barwienie termiczne jest odmianą oksydowania na gorąco, z tym że technika ta zapewnia nie tylko odporność na korozję i ładny wygląd, lecz również hartowanie powierzchniowe. Przyzwyczailiśmy się traktować termicznie barwione wskazówki i śrubki jako coś nierozłącznie związanego z zegarkami i zegarmistrzostwem, ale w rzeczywistości jest to technika znacznie starsza niż zegarki a nawet niż zegary wieżowe. Zasadniczo chodziło w niej o nadanie stali pożądanych właściwości wytrzymałościowych a kolor pełnił rolę wskaźnika, tzn. informował np. płatnerza czy obrabiany metal został prawidłowo wygrzany i wystudzony. Pomijam tu oksydowanie na zimno, wyłącznie z wykorzystaniem reakcji chemicznych, bo takie metody nie wpływają na sprężystość i wytrzymałość mechaniczną metalu. Istniały jednak dawne techniki łączące wygrzewanie z dodatkową obróbką. Przykładem czarne zbroje płytowe, które zaczęły zdobywać uznanie w Europie w XV w. Replikę takiej zbroi wykonano w Polsce w latach '70 dla potrzeb filmu Ewy i Czesława Petelskich "Kazimierz Wielki". Była użyta w scenie pogrzebu króla, a wykonano ją w ten sposób, że równomiernie wygrzewane elementy zbroi były jednocześnie nacierane bawolim kopytem (stopień trudności trochę inny niż w przypadku maleńkich wskazówek). Nie wiem jak dokładnie było z wytrzymałością ale wiadomo, że kaskader w tej zbroi parę razy zwalił się widowiskowo z konia na kamienną posadzkę kościoła (na tym polegała scena w filmie) i nic się nie odkształciło. W każdym razie, w przypadku wskazówek efekt estetyczny, który pojawiał się dodatkowo w procesie obróbki, stał się z czasem celem samym w sobie. Z doskonałej jakości obróbki termicznej słynie firma Cartier. Oglądałem wskazówki pod lupą, faktycznie "mucha nie siada".
  17. @oszolom-ie, skąd Ty bierzesz te wynalazki?
  18. Dobre pytanie. Chociaż jestem z kolejarskiej rodziny, to nawet nie wiem czy na kolei istnieje kategoria munduru "galowego". Są mundury "reprezentacyjne", które noszą np. konduktorzy i kierownicy pociągów, i "praktyczne", np. używane przez SOK, które odpowiadają wojskowym mundurom "polowym". Co do garnituru, dziś postrzeganego jako ubiór elegancki lub nawet przesadnie elegancki, to jeszcze do niedawna pełnił on rolę "stroju roboczego" do biura, noszonego na co dzień przez pracowników umysłowych. Męskim strojem wieczorowym nie jest (albo do niedawna nie był) garnitur lecz smoking, a na specjalne i szczególnie uroczyste okazje przeznaczony jest frak. Obecnie smokingi i fraki nosi się coraz rzadziej, ich miejsce zaczyna zajmować zwyczajny garnitur. Mimo wszystko, nazwę "garniturowiec" dla eleganckiego zegarka na specjalne okazje uważam za mało trafną. Określenie "zegarek wieczorowy" byłoby lepsze. Wtedy od razu byłoby jasne, że chodzi o coś co pasuje do smokingu lub fraka, czyli zegarek z dwiema wskazówkami, dyskretny ale wykonany ze szlachetnych materiałów, na pasku a nie na bransolecie. "Garniturowiec" to właściwie każdy zegarek, który zmieści się pod mankietem koszuli założonej pod marynarkę (pomijam tu wynaturzenia i patologie, np. ulubione przez lud polski koszule z krótkim rękawem, noszone latem do marynarek; zresztą te marynarki lud zdejmuje przy pierwszej okazji).
  19. No dobra, załóżmy że mundur kolejarza to też rodzaj "garnituru".
  20. Musiałbym się zagłębić w temat i sprawdzić kiedy pojawiły się dziury w deklu i kapsle odkręcane monetą, umożliwiające wymianę baterii. Aż tak się Swatchami nie interesowałem. Pamiętam, że na etapie projektowania jednym z założeń była właśnie "jednorazowość". Wczesne Swatche (albo może prototypy?) nie miały dekielków. "Dno" plastikowej koperty było jednocześnie "płytą główną", z którą trwale zespolony był kwarcowy mechanizm, złożony z 51 części.
  21. To właściwie dobre pytanie. Swatch jest osobną kategorią, powstał jako produkt zautomatyzowanej produkcji. Z założenia był jednorazowy czyli z niewymienną baterią. Przede wszystkim był udaną próbą ratowania szwajcarskiego przemysłu zegarkowego przed zalewem tanich zegarków kwarcowych z Dalekiego Wschodu. Z powyższych powodów Swatche zyskały stałe miejsce w zegarkowej historii. Umiejętna promocja wykreowała te zegarki na popularny produkt lifestyle, zrobiły się modne i rzeczywiście pomogły wyciągnąć firmy z późniejszej grupy Swatch z głębokiego dołka. W polskich realiach historia Swatcha wyglądała nieco inaczej. W PRL nie były to tanie i łatwo dostępne zegarki, które po wyczerpaniu baterii wyrzucało się i kupowało następne. Zaliczały się raczej do "kultowych" produktów kojarzonych z "powiewem Zachodu", więc te "niewymienne" baterie często jednak wymieniano, zgodnie z hasłem "Polak potrafi".
  22. Wspaniała tarcza, zwłaszcza że tak dobrze zachowana. Rewelacja.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.