Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
News will be here
Ruger

Zegarkowa paranoja

Rekomendowane odpowiedzi

Był już tutaj temat "zegarkowe fobie" ale mój problem to trochę inna bajka, więc zakładam własny post. Na żywo bym tego nie opowiedział ale tutaj jestem "niby" anonimem. Mam ciężkie schizy z moim zegarkiem. Generalnie od wielu lat mam podobne schizy z wszelkimi "gadżetami" to znaczy z przedmiotami które posiadam a które w mojej ocenie są wysokiej klasy (z bardziej przeciętnymi nie ma problemu), objawia się to tak obsesyjną dbałością i strachem o te rzeczy że nierzadko w końcu zmusza mnie to do ich sprzedaży (przechodziłem wiele razy) bo nie jestem w stanie poradzić sobie z nerwami jakie temu towarzyszą. Miałem już tak z samochodami, rozmaitym sprzętem, fotograficznym, astronomicznym , czy właśnie zegarkami. Niespełna rok temu kupiłem nową omegę AT, moje wielkie marzenie. Byłem idiotą licząc że fiksacja się nie pojawi. Gdy idę ulicą obsesyjnie boję się że gdzieś nim zahaczę (zaś po powrocie do domu pojawia się myśl "a może zahaczyłem tylko nie zauważyłem?"). Gdy zegarek jest w rotomacie obsesyjnie boję się że źle go w nim umieściłem i ociera o jego ściankę, skutkuje to wstawaniem do niego nawet nocą. Chociaż problemy takie , jak wspomniałem miałem wielokrotnie, to chyba żaden przedmiot jeszcze do tego stopnia nie zdominował mojego życia jak ta omega. Praktycznie moja pierwszą myślą po przebudzeniu jest zwykle "czy wszystko w porządku z zegarkiem". W sumie właśnie rotowanie jest chyba dla mnie teraz największym problemem, boję się gmerać przy koronce więc staram się unikać zatrzymania werka, dlatego rotuję. Nie rotuje jedynie zimą bo nie noszę zegarka przy długim rękawie (nie musze chyba pisać dlaczego) więc wtedy nie widzę potrzeby utrzymywania mechanizmu w ruchu. Pewnie skończy się na sprzedaży bo za kilka miesięcy uznam że nie mam już siły na tę męczarnię. Potem będzie jak zawsze mega żałoba i poczucie klęski, bo musiałem się pozbyć czegoś co było dla mnie  tak ważne. Dodam że wszystkie przedmioty z którymi przechodziłem przez taką drogę i które ostatecznie sprzedawałem trafiały do nowego właściciela w stanie jak z fabryki, nieskazitelnym, nigdy niczego nie uszkodziłem, ale uświadamiałem sobie to zawsze dopiero wtedy gdy przestawały być moje... W sumie nie wiem po co to napisałem, to raczej materiał na psychologa a nie post na forum, wątpię też aby ktoś z Was coś takiego przechodził, większa część populacji nie ma tak nasrane w głowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To masz przechlapane, więcej luzu i będzie dobrze. Na marginesie, to warto od Ciebie kupić zegarek ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wariant OCD, pomocy szukaj raczej w innych miejscach. Przechodziłem, ale nie wierzę w skuteczność i sens tworzenia grup wsparcia na tak rozległych forach.


Pozdrawiam

Piotr

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, arturzbsk napisał:

To masz przechlapane, więcej luzu i będzie dobrze. Na marginesie, to warto od Ciebie kupić zegarek ;)

 

Warto , każdy kto mnie zna to powie że po mnie warto kupić każdą używaną rzecz, samochód itp. Bo wszystko co sprzedaje  jest jak z fabryki nawet jeśli "używałem" to 10 lat. Poza obsesyjną dbałością dochodzi tez unikanie owego używania, zegarek noszę w praktyce bardzo rzadko bo się zwyczajnie "boję" i nie chce przechodzić gehenny oglądania go (w poszukiwaniu wyimaginowanych uszkodzeń) po powrocie do domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak nie żartujesz i piszesz  prawdę, to faktycznie wymaga to konsultacji ze specjalistą ;) Sprzedaj Omegę i kup taniego G-shocka i myślę, że częściowo problemy ustąpią. Przynajmniej w przypadku zegarków :) Po co masz wie męczyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam na szczęście obsesję tylko do pierwszej rysy. Później już mi to lotto default_wink.png W pierwszym poważnym zegarku - Batmanie, taką ryskę na zapięciu zrobiła mi obsługa już pierwszego dnia, jak zmniejszała mi bransoletę. Z samochodem było inaczej. Pierwszą rysę w obecnym aucie na zderzaku zrobił mi mój syn, przeprowadzając rower przez garaż. Kolejne były kwestią czasu. A patrzę na nie myśląc sobie, że to raczej normalne, bo jak się coś używa, to tak już musi być default_smile.png

 

 


To jest moje zdanie i ja je całkowicie popieram.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma się co przejmować, wielu kolekcjonerów  tak ma, tylko większość jest tego nieświadoma. Ja między innymi też. :)

Edytowane przez dziadek

Każdy stary człowiek ma swoją historię i powód, dlaczego jest taki, a nie inny. Pomyśl o tym, zanim mnie osądzisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 minuty temu, mario1971 napisał:

 

Miałem dokładnie taką samą sytuację z autem, synkiem i rowerkiem 😁

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu się kłania wabi-sabi. Trzeba nauczyć się doceniania naturalnego starzenia się przedmiotów. To coś, co jest nieuniknione - zegarki rysują się, starzeją. Warto brać ten aspekt przy wyborze zegarka - niektóre po złapaniu rysek wyglądają nawet lepiej niż takie tip-top świecące się jak z fabryki. Czy dany zegarek z rysami straci urok? Jak tak, to lepiej sobie darować. Na przykład dlatego odpuszczam sobie DLC/PVD - drażniłyby mnie miejsca, gdzie odłupie się albo przetrze powłoka.

Druga sprawa, to tylko przedmioty. Często ładne, drogie, skomplikowane, ale nadal przedmioty. Kupujemy je, żeby cieszyły, a nie po to, żeby się umartwiać nimi. :)
Fakt, sam też dość uważnie je traktuję i raczej wolę kupić nowy, żeby ryski były "moje". ;) Pierwsze bywa, że bolą i są wyjątkowo widoczne, ale każda kolejna już przechodzi lżej.

Miewam takie przemyślenia, że agresywny marketing wyprał nam głowy i wmówił, że te nasze "święte grale" to nie wiadomo co. A prawda jest taka, że zegarek jak każdy inny - może więcej bajerów w mechanizmie, ciekawszy dizajn, wykonanie na wyższym poziomie, ale też w każdym są jakieś niedoróbki, kwestia determinacji w szukaniu. :) Podoba się, kupuj, noś. Nie podoba, to sprzedać i nie żałować. Nie ma co dopisywać do tego ideologii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Ruger, dobrze, że podzieliłeś się swoim problemem. Nie jesteś odosobniony. Myślę, że sporo na FORUM osób, które ma podobne fobie związane z przedmiotami. Samochody, rowery, zegarki, pióra, książki, aparaty foto, sztuka, i dużo wiecej. Ja już z zegarkami nie mam takich problemów, ale wielu piór nie dam nikomu dotknać, a o części nawet żona nie wie. A sam traktuję je jak skończone dzieło do oglądania jak obrazy w muzeum, a nie przedmiot użytkowy (do czego zostały zaprojektowane i wyprodukowane). Ze strachu o zegarki wyleczyła mnie przygoda z Grand Seiko, kupione kiedyś za odkładane pieniądze, które porysowało się z mojej winy na hucznej imprezie. Rano myślełem, że swiat się skończył, ale po kilku dniach umysł przywykł do "straty" i podpowiedział, że to tylko przedmiot, dobrze, że ręki nie straciłem.

Ciężko oczywiście dawać złote rady, każdy przypadek zapewne jest inny, ale ja poradziłem sobie rozpraszając skupienie na jednym drogim zegarku i zacząłem kupować dużo, ale tańszych. Mogę kupić kolejne GS, ale inne i ciągle nowe dają tyle samo radości, a przy ich zużyciu nie czuje już takiej starty.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, Ruger napisał:

Był już tutaj temat "zegarkowe fobie" ale mój problem to trochę inna bajka, więc zakładam własny post. Na żywo bym tego nie opowiedział ale tutaj jestem "niby" anonimem. Mam ciężkie schizy z moim zegarkiem. Generalnie od wielu lat mam podobne schizy z wszelkimi "gadżetami" to znaczy z przedmiotami które posiadam a które w mojej ocenie są wysokiej klasy (z bardziej przeciętnymi nie ma problemu), objawia się to tak obsesyjną dbałością i strachem o te rzeczy że nierzadko w końcu zmusza mnie to do ich sprzedaży (przechodziłem wiele razy) bo nie jestem w stanie poradzić sobie z nerwami jakie temu towarzyszą. Miałem już tak z samochodami, rozmaitym sprzętem, fotograficznym, astronomicznym , czy właśnie zegarkami. Niespełna rok temu kupiłem nową omegę AT, moje wielkie marzenie. Byłem idiotą licząc że fiksacja się nie pojawi. Gdy idę ulicą obsesyjnie boję się że gdzieś nim zahaczę (zaś po powrocie do domu pojawia się myśl "a może zahaczyłem tylko nie zauważyłem?"). Gdy zegarek jest w rotomacie obsesyjnie boję się że źle go w nim umieściłem i ociera o jego ściankę, skutkuje to wstawaniem do niego nawet nocą. Chociaż problemy takie , jak wspomniałem miałem wielokrotnie, to chyba żaden przedmiot jeszcze do tego stopnia nie zdominował mojego życia jak ta omega. Praktycznie moja pierwszą myślą po przebudzeniu jest zwykle "czy wszystko w porządku z zegarkiem". W sumie właśnie rotowanie jest chyba dla mnie teraz największym problemem, boję się gmerać przy koronce więc staram się unikać zatrzymania werka, dlatego rotuję. Nie rotuje jedynie zimą bo nie noszę zegarka przy długim rękawie (nie musze chyba pisać dlaczego) więc wtedy nie widzę potrzeby utrzymywania mechanizmu w ruchu. Pewnie skończy się na sprzedaży bo za kilka miesięcy uznam że nie mam już siły na tę męczarnię. Potem będzie jak zawsze mega żałoba i poczucie klęski, bo musiałem się pozbyć czegoś co było dla mnie  tak ważne. Dodam że wszystkie przedmioty z którymi przechodziłem przez taką drogę i które ostatecznie sprzedawałem trafiały do nowego właściciela w stanie jak z fabryki, nieskazitelnym, nigdy niczego nie uszkodziłem, ale uświadamiałem sobie to zawsze dopiero wtedy gdy przestawały być moje... W sumie nie wiem po co to napisałem, to raczej materiał na psychologa a nie post na forum, wątpię też aby ktoś z Was coś takiego przechodził, większa część populacji nie ma tak nasrane w głowie.

GRUBO 😂. Wiele księżyców temu miałem podobnie , jednak nie aż tak ekstremalnie 😉   
 

p. s. Wyleczyłem się po tym jak zabiłem Planet Ocean.

Edytowane przez Slaw

"....uczymy sie cale zycie , a i tak umieramy jako glupcy ..."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet sobie nie wyobrażasz jak większość populacji właśnie ma nasrane w głowie. Z przeróżnych przyczyn. Wszystkim nam się wydaje, że to my jesteśmy dziwni i mamy jakieś jazdy , których ludzie dookoła nie mają. A mają. Tylko my o tym nie wiemy bo nikt nikomu w głowie nie siedzi. A każdy człowiek, bez wyjątku, ma swoje demony. Nikt nie ma tego wypisanego na czole dlatego ulegamy iluzji otaczającej normalności, która jest niczym innym jak iluzją właśnie.

Także w mojej ocenie masz dwa wyjścia- albo z demonami walczyć albo się z nimi zaprzyjaźnić, albo wręcz skonfrontować. Żadna z tych dróg nie będzie łatwa, tylko od twojej oceny i woli zależy wybór. A na pewno jakiegoś będziesz musiał dokonać. Pocieszające wydaje mi się to, że jakiego byś nie dokonał, każdy będzie dobry. Powodzenia

 

Wysłane z mojego Pixel 3a przy użyciu Tapatalka

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, Slaw napisał:

p. s. Wyleczyłem się po tym jak zabiłem Planet Ocean.

 

Zabiłeś w sensie ? Rozwaliłeś ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba najważniejsze masz już za sobą, przyznajesz się że masz z tym problem. Nie wiem co by mogło pomóc, bo nigdy tak nie miałem, być może dlatego, ze nie mam drogich zegarków i innych przedmiotów (tzn. dla mnie nie są tanie, ale kto wie jak by to było gdybym nagle miał zegarek za kilkadziesiąt tys. zł, gdy teraz noszę takie za 2) Moim zdaniem masz dwa wyjścia, albo zawalczyć z tym strachem i nosić codziennie ten zegarek o który się najbardziej boisz i po prostu przywyknąć do tego (zaakceptować z czasem ślady które tak czy inaczej muszą się pojawić), albo jak już ktoś wyżej napisał kupować tańsze, o które być może tak się nie będziesz bał. Tak czy inaczej powodzenia życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
19 minut temu, Ruger napisał:

 

Zabiłeś w sensie ? Rozwaliłeś ?


Tak. Naprawa była nieopłacalna. 


"....uczymy sie cale zycie , a i tak umieramy jako glupcy ..."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może kupujesz rzeczy zbyt drogie jak na swoje możliwości i stąd ten strach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tak miałem za dzieciaka, strach, że coś uszkodzę i ja z kolei nie umiałem się z niczym rozstać, przywiązywałem się do byle badziewia :D Przeszło mi jak zacząłem byle czym handlować, teraz to dla mnie tylko przedmioty, poza tym co to za problem jeśli coś zniszczysz skoro masz pieniądze na nowe (tak wnioskuję, po upodobaniu do dóbr luksusowych) :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat jest dość powszechny, znam go rownież mocno od strony samochodów.

Miałem naście lat temu M5 i złapałem się na tym, że czuję satysfakcje, że nie pojechałem nim gdzieś, chociaż rozważałem czy jechać, bo by się ubrudził i jakos tam podniszczył....

Pewna osoba miała M3 CSL e46, bardzo kolekcjonerskie auto wyceniane wręcz kosmicznie, ten samochód był w idealny stanie, i ta osoba nie mogła się przemóc, by nim jeździć. Paraliż.

W końcu padł pomysł, żeby kupić drugi M3 CSL, tylko w gorszym stanie i nim jeździć, a pierwszy egzemplarz tylko oglądać, i tak się stało :)

Może więc kup jakiś drugi zegarek, również pożądany, ale mniej fajny niż AT i tańszy, i z nim się trenuj z używania.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
31 minut temu, Szpindlakfan napisał:

Ja tak miałem za dzieciaka, strach, że coś uszkodzę i ja z kolei nie umiałem się z niczym rozstać, przywiązywałem się do byle badziewia :D Przeszło mi jak zacząłem byle czym handlować, teraz to dla mnie tylko przedmioty, poza tym co to za problem jeśli coś zniszczysz skoro masz pieniądze na nowe (tak wnioskuję, po upodobaniu do dóbr luksusowych) :)

 

No nie przesadzajmy, kolejnej omegi raczej "ot tak" bym sobie nie kupił :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, arturzbsk napisał:

Umyślnie czy przypadkowo ? :)

Przypadkowo rzecz jasna 🙂. Pozytywne było to ze zegarek uchronił mój nadgarstek. Stalowe pręty i tkanki ludzkie to nie jest najlepsze połączenie 😉


"....uczymy sie cale zycie , a i tak umieramy jako glupcy ..."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
53 minuty temu, arturzbsk napisał:

Jasna sprawa :)


Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk

Wiem , wiem , to było pytanie czysto żartobliwe 😂. Ale odpowiedzieć musialem

 😉


"....uczymy sie cale zycie , a i tak umieramy jako glupcy ..."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
13 godzin temu, Ruger napisał:

Generalnie od wielu lat mam podobne schizy z wszelkimi "gadżetami" to znaczy z przedmiotami które posiadam a które w mojej ocenie są wysokiej klasy (z bardziej przeciętnymi nie ma problemu)

 

Nie kupuj rzeczy, na które Cię nie stać.

 

I nie chodzi tutaj o cenę w złotówkach, tylko o cenę w zachowaniu spokoju.

 

To nie jest kwestia zdrowia psychicznego, tylko rozumu i emocji. Emocji bardzo pierwotnych, z którymi borykali się już starożytni. Bo przecież cała filozofia jest o tym, czy być, czy mieć. I już wtedy doszli do konkluzji, że konsumpcji nie da się zaspokoić. Wystarczy przestać kierować się emocjami i zacząć kierować się rozumem.

Może nie ma co przesadzać i być jak Diogenes w beczce (bez kubka), ale warto poczytać "Rozmyślania" Marka Aureliusza. Pomijając fakt, że to dobra literatura, to może - przepraszam za szczerość - zmądrzejesz.

 

 

13 godzin temu, Ruger napisał:

Potem będzie jak zawsze mega żałoba i poczucie klęski, bo musiałem się pozbyć czegoś co było dla mnie  tak ważne.

 

Ważne? Kawałek żelaza? Żałoba po przedmiocie?

 

Odwołam się raz jeszcze do Twojego rozumu: nie kupuj rzeczy, na które Cię nie stać.

 

 

Edytowane przez Zeno

Ale Tudora to Ty szanuj!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że głównym założeniem przy kupnie zegarka jest - do jakiej kwoty tenże jest dla mnie zbyt cenny. 

 

Jako, że w tej chwili "groszem nie śmierdzę" z powodu innych priorytetów to taką kwotą jest 1000 zł na zegarek. 

 

Mimo to zawsze jakaś ryska zaboli, nie powiem. No ale mam jakąś tam świadomość, że części do niego czy naprawa nie będzie zbyt kosztowna. Gdybym kupił omegę pewnie miałbym to samo co Ty. 

 

Gorzej teraz jest z millenialsami, kiedyś poszedłem odwiedzić profesorka w moim technikum, a tam młodziki grają w nogę na korytarzu jakimś smartfonem, zapytałem czy im nie szkoda, to tylko machnęli rękami - no tak tatuś dał to nie szkoda, da nowy... 

 

Masz dobre podejście, jesteś normalny :) kupileś za swoje i dbasz, po prostu trzy zera więcej do kwoty oszczędności na koncie i miałbyś to gdzieś. 

 

Tak zakładam porównując do siebie, więc nieco subiektywnie. 

 

 

Edytowane przez siwus90

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.