Jesiotr jest rzeczywiście REWELACYJNY. Sielawę i sieję pokochałem już 40 lat temu, na obozach płetwonurków, zaskakująco dobre były też młode sumy. Jako nielat jeździłem ze Ś.P. Ojcem i nie piłem jak wszyscy, tylko wieczorami wędziłem w beczce ryby.
Za to przez te wyjazdy do tej pory nie znoszę węgorza: kilkukrotne dwa tygodnie jedzenia "na okrągło" z patelni lub z dymu zohydziło mi go na zawsze. Kilku kumpli to były prawdziwe killery, jeden nawet mistrz Polski w łowiectwie podwodnym, potrafił metr nabitego na drut węgorza wyciągnąć.