A ja chciałbym się dzisiaj podzielić moim zachwytem nad Johnnym Marrem. To gitarzysta, który od lat robi na mnie ogromne wrażenie – nie tylko techniką, ale przede wszystkim wyczuciem melodii i atmosfery.
Najbardziej znany jest oczywiście z The Smiths, gdzie razem z Morriseyem stworzył kawał historii muzyki lat 80. To on odpowiadał za ten charakterystyczny, migoczący, lekko melancholijny styl gitarowy, który do dziś brzmi świeżo. Ale na tym jego kariera się nie skończyła.
Po The Smiths grał m.in. w The Pretenders, Electronic (z Bernardem Sumnerem z New Order i Neilem Tennantem z Pet Shop Boys), The The, Modest Mouse czy The Cribs. Wszędzie wnosił swój unikatowy styl i brzmienie. Oprócz tego nagrał kilka naprawdę udanych solowych płyt – udowadniając, że świetnie sobie radzi jako samodzielny artysta.
Jego osiągnięcia to nie tylko kawałki, które znają niemal wszyscy, ale też fakt, że przez tyle dekad pozostał twórczy i oryginalny. Dla mnie to gitarzysta z jednej strony bardzo rozpoznawalny, z drugiej – niezwykle wszechstronny.