Nigdy nie byłem fanem Suede. Ledwie ich tolerowałem, szczerze mówiąc.
Kiedy brit-pop miał swoje pięć minut, ja siedziałem częściej po drugiej stronie oceanu: noise, grunge, metal, hardcore. A jeśli Europa, to tylko ciemniejsze rejony – post-punk, nowa fala, EBM, industrial. Suede pasowali mi do tego mniej więcej tak, jak Oasis do CBGB za czasów wczesnego Bad Brains.
Antidepressants to jednak coś zupełnie innego. Album, który brzmi tak, jakby nagrali go specjalnie dla kogoś takiego jak ja: gościa, który z Suede miał dotąd niepisaną umowę o wzajemnym ignorowaniu. I nagle to ja muszę przyznać – obok nowego Deftones to dla mnie wydarzenie roku 2025.
Dziwny ten album. Momentami bardziej przypomina mi najlepsze momenty The Cult niż cekiniarzy z Bartlett School of Architecture...
Największe zaskoczenie kryje się w „June Rain”. To jest piosenka, którą będę pamiętał długo. Nie „ładny utwór”, tylko rockowa kompozycja, która zwyczajnie chwyta i nie puszcza. Na razie najpiękniejszy numer 2025. I przejmujący tekst...
"I'm an alien on the opposite side of the road
And you wave to me, despite the fact that I've let myself go
So I close my eyes and walk into the traffic flow."
Suede weszli mi na radar po trzydziestu latach. JPRDL.