-
Liczba zawartości
1211 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Forum
Profile
Galeria
Kalendarz
Blogi
Sklep
Zawartość dodana przez ireo
-
Jeszcze w zeszłym roku, wkrótce po premierze, znalazłem parę marudzeń pod adresem tego modelu, więc byłem ostrożny. Weterani poprzedniego Mudmastera GWG-1000 narzekali, że nowy jest mniej czytelny, i że nie wiadomo po co ten bluetooth. Nawet Tomek pisał, że klapki go uwierają ("Ale kto teraz chodzi w klapkach?", pomyślałem. Potem skumałem, że chodzi o te skrzydełka pod mocowaniami paska. Ciekawe czy dałoby się je wymienić, może pasują od jakiegoś innego modelu?). W sumie poważna sprawa, bo jeśli zegarek zaprojektowany do zapasów w błocie uwiera, to chyba coś nie halo, zwłaszcza przy tej cenie. W sprawie porównania czytelności i innych aspektów użytkowych mógłbym się wypowiedzieć gdybym wcześniej miał poprzedni model, ale mnie to doświadczenie ominęło, więc startowałem na świeżo. Być może właśnie do takiego nabywcy, któremu nie pasowały rozmiary poprzedniego Mudmastera, adresowany jest B1000. W każdym razie, w końcu dałem się "zaadresować" i kupiłem. Teraz zupełnie nie rozumiem niektórych sceptycznych recenzji. B1000 jest bardzo wygodny, chociaż to nadal tłuste zegarzyszcze w rozmiarze 52. Mimo to bez problemu daje się zapiąć tak, żeby ani nie uwierał, ani nie przemieszczał się na nadgarstku. Bluetooth bardzo doceniam, bo mam komfort i szybki dostęp do ustawień w aplikacji, zamiast mozolnie rozpracowywać wszystkie możliwe kombinacje przycisków i koronki, zajęłoby mi to chyba z tydzień. Problemów z łącznością też nie zauważyłem, wszystko jedno czy jestem w pomieszczeniu czy na zewnątrz, nawet krytykowany (i raczej mało potrzebny) tryb Mission Log nie sprawia problemów. Sprawdzę to jeszcze w miejscach bardziej odludnych, zobaczymy jak tam sobie poradzi. Niektórym nie podoba się konieczność parowania zegarka z telefonem, żeby korzystać ze wskazań nawigacji. Mówią, że to bez sensu, bo moduł GPS najlepiej mieć na nadgarstku, jak w Garminie. Mnie akurat nie zachwyca koncepcja urządzenia śledzącego zintegrowanego z zegarkiem, a telefon zawsze mogę zostawić w domu i orientować się w terenie na podstawie wskazań kompasu. Dlatego nie wybrałem Garmina tylko G-shocka. Funkcjonalnie i estetycznie ten zegarek jest jakby syntezą wielu wcześniejszych rozwiązań z G-shocków z wyższej półki. Może żołnierz piechoty, ratownik TOPR albo strażnik znad granicy oceniłby ten zegarek bardziej surowo, ale ja z moimi obecnymi potrzebami jestem z niego bardzo zadowolony. Na razie, czas już na mnie, bo widzę że ciśnienie spada.
-
Mudmaster w naturalnym środowisku (prawie, bo powinien być jeszcze ubabrany błotem, ale wtedy nie byłoby go widać).
-
Cierpliwości, przecież Kolega pisze, że dopiero poszedł. Może ma daleko 🐌🐢🧗♂️🤷♂️
-
Świetny! Powinien się nazywać "Stormtrooper" https://www.starwars.com/databank/stormtroopers
-
Klub Miłośników Zegarków OMEGA
ireo odpowiedział Degustatorr Noir → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Dzięki. Przy okazji, do tego zegarka lubię też perlon. Jeśli jest dobrej jakości, to w zupełności wystarcza szerokość 20 mm. Chętnie nosiłem taki zestaw, aż w serwisie Swatch Group założyli mi ten perlon odwotnie (czyli spodem do góry🙁). Zauważyłem to dopiero w domu, więc musiałem zdjąć pasek, i wtedy dałem na próbę czarnego krokodyla. Na perlon pewnie znowu przyjdzie czas latem. -
Klub Miłośników Zegarków Longines
ireo odpowiedział carlito1 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Trudno zaprzeczyć. Przy okazji dowiedziałem się od jakiego modelu jest bransoleta, którą kiedyś kupiłem. Noszę na niej ultrachrona z 1970 r. -
Prawdziwy kolekcjoner G-shocków powinien mieć co najmniej cztery ręce.
-
Klub Miłośników Zegarków OMEGA
ireo odpowiedział Degustatorr Noir → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Żaden problem, zawsze można coś znaleźć. -
Klub Miłośników Zegarków OMEGA
ireo odpowiedział Degustatorr Noir → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Bynajmniej Omega: "wyśrubujemy ceny na chybił trafił, zobaczymy co i gdzie się sprzeda". IWC: "i tak nie kupią". -
Też tak sądzę, bo trudno o lepszą kolekcję tylu wspaniale absurdalnych projektów w jednym miejscu. Kilka z nich poznałem wcześniej, ale osobno. Chciałbym kiedyś pokazać na Forum nt. takiego Haldimanna na nadgarstku, ale chwilowo mam pilniejsze wydatki 🙂 Poza tym, jak mówi Księga Koheleta, wszystko ma swój czas. Kiedyś minąłem pracownię mistrza Haldimanna co najmniej dwa razy, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem kto to jest, i nawet nie zadzwoniłem do drzwi. Byłem wówczas na etapie zachwytu speedmasterami które, choć znacznie tańsze, jednak wyraźniej pokazują upływ czasu i różne inne rzeczy. Przy okazji, istnieje też niejaki Kevin Bertolero https://www.npr.org/2022/07/05/1108814874/rubber-ducky-watches-that-dont-tell-time-clock-in-tiktok-views, ale jego dzieła już chyba zupełnie nie spełniają definicji zegarka. Chociaż, jak chwilę pomyślę, to przychodzą mi na myśl plastikowe hybrydy typu MoonSwatch. Czas niby pokazują, ale mają też jakby trochę estetycznego pokrewieństwa z tymi kaczuszkami.
-
Dlaczego, nazwa niczego sobie. Po polsku "credka". Poza tym niezłe imię dla kota, ewentualnie psa.
-
Klub Miłośników Zegarków Longines
ireo odpowiedział carlito1 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Może tak być, że tarcza zrypana… Owszem, możliwe, ale to trudno ocenić na podstawie zdjęcia. Trzeba by je wykonać w idealnych warunkach, najlepiej ze statywem i poziomnicą. Tarcza musiałaby być idealnie prostopadła do osi wzroku obserwatora, która powinna się dokładnie pokrywać z osią wskazówek. Zaobserwowanie nieregularności tarczy na żywo też nie jest takie łatwe, szczególnie jeśli wskazówki poruszają się "na wysokiej orbicie" czyli w sporej odległości od tarczy i indeksów (żeby to dobrze ocenić, trzeba by zachować powyższe warunki i patrzeć na zegarek jednym okiem). W dzisiejszych zegarkach marki Longines na ogół tak właśnie jest, w przeciwieństwie np. do Grand Seiko, gdzie wskazówki godzinowa, minutowa i sekundowa osadzone są w mniejszych odstępach od siebie. Dlatego niewiele można powiedzieć na podstawie zdjęcia z nałożonymi krzyżującymi się liniami. Należałoby mieć pewność, że w momencie wykonywania zdjęcia zegarek był dokładnie w płaszczyźnie prostopadłej do osi obiektywu (przy czym oś obiektywu pokrywała się z osią wslazówek) i równie dokładnie zorientowany kątowo w tej płaszczyźnie (tak jak się orientuje mapę, czyli godziną 12 na "północ"). -
Oj, z takimi wnioskami to bym uważał. Jeszcze krok w rozumowaniu i pojawi się wniosek, że zegarek również nie jest do niczego potrzebny. Co więcej, będzie to wniosek słuszny, być może właśnie dlatego kochamy zegarki. To już krok następny, który wykonał m.in. Haldimann i inni radykaliści https://timeandtidewatches.com/as-useless-as-a-white-crayon-5-watches-that-dont-tell-the-time/
-
Klub Miłośników Zegarków ROLEX
ireo odpowiedział chrono-craze → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
- Dzięki, mylof! Ileż to razy próbowałem pokonać skrzyżowanie jadąc za kimś, kto reagował na zmianę świateł metodą strajku włoskiego. Dotąd rozpatrywałem raczej opcje: retard, blondynka, pod wpływem, Ukrainiec, dziaders, a przecież to wszystko mogli być szczęśliwi posiadacze i posiadaczki roleksów! To całkiem prawdopodobne, biorąc pod uwagę że Rolex produkuje ponad milion zegarków rocznie, i nie wszystkie trafiają do Azji. A przecież są jeszcze dziesiątki milionów używanych. Nie wyklucza to wprawdzie wariantów wymienionych wcześniej (niektórym nawet sprzyja), ale od dzisiaj będę dla takich kierowców bardziej wyrozumiały. To na pewno przez te roleksy. -
Ćwiczenie terapeutyczne: pomyśl, że ten model jest dość trudno dostępny. Wcale niełatwo go kupić, zwłaszcza w wersji 1A4ER. Odczuwalna poprawa samopoczucia nastąpi najpóźniej w piątej sekundzie ćwiczenia. Po kilku sesjach można się również spodziewać poprawy komfortu noszenia.
-
Klub Miłośników Zegarków Longines
ireo odpowiedział carlito1 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
O, właśnie, podobno znowu trzeba się będzie przyzwyczajać do germanizmów. -
Klub Miłośników Zegarków Longines
ireo odpowiedział carlito1 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Ale szał! 🤡 (Oh, boy, ten pomarańczowy dziób!) W dawnych, dobrych czasach Stowarzyszenie miało własne zegarki klubowe, które można było kupić na Forum. Kilka pamętam, m.in. specjalną wersję Glycine. Moglibyśmy wrócić do tej idei, motyw na dekiel już jest! W dalszym etapie można rozpisać konkurs na najbardziej kiczowatą tarczę i pozostałe elementy zegarka, w miarę możliwości jak najmniej dopasowane do siebie. To nie jest łatwe zadanie, bo przypuszczam że w pewnym momencie projekt może się za bardzo upodobnić do niektórych dokonań marki Invicta albo Hublot. -
Klub Miłośników Zegarków Longines
ireo odpowiedział carlito1 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Rads! Nieuleczalny z Ciebie romantyk. A wyobraź sobie karawelę z łabędzią szyją, to by dopiero było coś 🙂 Żaglowiec występujący na deklach zegarków serii Flagship to właściwie kliper „Flying Cloud”, typ statku późniejszy od karaweli o co najmniej dwa wieki, ale mniejsza z tym. Longines stosował różne wersje tego wizerunku (rytowane, wypukłe, emaliowane). Daleko posunięta stylizacja sylwetki żaglowca niekiedy uniemożliwiała jego rozpoznanie, to było raczej na zasadzie "aha, żaglowiec, czyli to musi być Flying Cloud". Mam wrażenie, że podobna była historia sylwetki obserwatorium astronomicznego na Omegach Constellation. Zakłada się domyślnie, że to obserwatorium w Genewie, ale równie dobrze mogłaby to być kopuła z Neuchâtel (bardzo podobna, a w graficznym uproszczeniu praktycznie nie do odróżnienia), gdzie Omega też wygrywała konkursy i zdobywała nagrody. A w ogóle, zaczęło się to chyba od zgarnięcia przez tę markę wszystkich tytułów w roku 1933 w brytyjskim Kew-Teddington, tylko że tamtejsze King's Observatory jest najbrzydsze z tych trzech i w dodatku nie leży w Szwajcarii, więc się na medalionie nie znalazło. Nieważne, nie takie zakręty ścina globalny marketing, i nie tylko zegarków. Wracając do dekla tego nieszczęsnego Conquesta Power Reserve, to szkło faktycznie wygląda tak sobie, ale nie za bardzo był wybór. W pierwotnej wersji tego modelu na deklu była sylwetka jakiejś ryby (ichtiologiem to ja już nie jestem; poza tym wydaje mi się, że również w tym przypadku stylizacja nie pomogła w rozpoznaniu tego stworzenia). Ryba miała przerażony pysk i w dodatku robiła wrażenie jak gdyby wyłaziła z jakiejś rury, może to miały być skrzela. Wokół wybałuszonej ryby biegły litery układające się w napis "Longines Automatic-Waterproof", zaprojektowany dość niezdarnie. Zwłaszcza czcionka w słowie "Longines" przywodziła na myśl dokoniania graficzne dziecka w wieku szkolnym. Wyglądało to nieszczególnie. p.s. O, właśnie! Ja tu sobie z wolna pisałem, a ktoś już w międzyczasie wkleił tę rybę (płotkę? ale dlaczego płotkę?). To się nazywa team work! -
Genialny pomysł! Zwłaszcza dla ludzi takich jak ja, którym trudno zapamiętać godzinę planowanego wydarzenia. Nie wiem czy dobrze mi się wydaje, że to się nazywało "memory subdial" ("przypominacz"?). Często pamiętam datę, np. że mam koncert we środę 24 stycznia, ale o 18.00 czy o 19.00? Oto jest pytanie.
-
Godzinę temu był bliżej, dlatego tamto zdjęcie miało 20 "łapek w górę", a to tylko 15. Fajny zegarek, ale nadal nie wiem jaki. Uprzejmie proszę o utworzenie tematu pt. "Zegarki, o których nie wiedziałem, że istnieją".
-
Klub Miłośników Zegarków Longines
ireo odpowiedział carlito1 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
Ja zaś preferuję wymowę nazwy marki bazującą na języku polskim 😇 Wyjątkowo zgadzam się ze wszystkimi Przedmówcami naraz. Może być "lążin" albo "longines" (byle nie "lążines"). Niestety, Polak XXI wieku często usiłuje wymawiać "po angielsku" wszystkie słowa obce (a niekiedy również polskie). Zjawisko "przyklejania się" do języka uważanego za "lepszy" występuje u nas od dawna, z tym że niegdyś tę rolę pełniła łacina a później język francuski. A jeszcze przed wojną wymawiało się nazwisko "Jack London" według pisowni, przez polskie fonetyczne "j" i "ck". Wówczas miejsce angielskiego w polskiej kulturze masowej było tak niskie, że nikomu nie chciało się wysilać i mówić "Dżek London". Do dzisiaj rdzennych mieszkańców Warszawy można jeszcze rozpoznać po tym, że wymiawiają "Plac Wilsona" przez "W". Jest to jednak rzadkość, większość mieszkańców mówi "plac uilsona" zgodnie z wymową angielską/amerykańską, identyfikując się automatycznie jako tzw. "słoiki" czyli ludność napływowa. Jest to temat całkowicie zapoznany, we właściwym znaczeniu tego słowa, więc go skrócę. Bo właściwie chciałem tylko powiedzieć, że tamten krótki filmik na You-trąbce nt. Silver Arrow bardzo mi się podobał, a Kolega który go nakręcił ma przyjemny głos, tak zwany "radiowy". -
Ależ, coż to za przeszkoda dla kolekcjonerki/kolekcjonera 🧐 Zwłaszcza, że "Lady Jungfrau" brzmi intrygująco, dla samej nazwy bym kupił. Ten wątek jest dla mnie kolejną inspiracją na temat "dlaczego kupuję przedmioty", w tym wypadku zegarki. Nie musiałbym się nad tym aż tak zastanawiać, gdyby równie łatwo przychodziło mi je sprzedawać, ale niestety z tym jest gorzej. Decyzję o zakupie podejmuję zbyt łatwo (co nie znaczy, że szybko) a o sprzedaży zbyt trudno. Dawno temu był na forum temat typu "klub AA", właśnie o takich zagadnieniach, ale zdechł z powodu niskiej frekwencji.
-
- E tam, nie jest wcale tak źle https://www.funidelia.pl/kostium-batman-114499.html
-
3,5 kafla (Euro, oczywiście)?
-
Klub Miłośników Zegarków Longines
ireo odpowiedział carlito1 → na temat → ZEGARKI SZWAJCARSKIE i NIEMIECKIE
- Bardzo trafne.
