@mroova, prosiłeś, bym po paru tygodniach, kiedy już opadną pierwsze zachwyty o recenzję Daytony 116500LN z białą tarczą, zwanej potocznie Pandą. Oto i ona.
Komfort - na samym początku ciężko było mi się przyzwyczaić do rozmiaru tego zegarka, bo dotychczas nosiłem trochę większe od niej Suby, Datejusty czy tez GMT II. Zegarek fabrycznie przeznaczony jest na nadgarstek ok. 20cm. Z jednej strony pięć, a z drugiej 7 ogniw. Nie zdejmowałem żadnego, przepiąłem tylko teleskop na zapięciu na skrajną wewnętrzną dziurkę zmniejszając obwód samej bransolety o jakieś 3,5mm - w każdym Easylinku są 3 dziurki do regulacji. W okresie letnim mój nadgarstek przybiera do 19,5cm, noszę go z niewielkim luzem, a po cięższych fizycznych pracach uwalniam Easylink. Daytona układa się na moim nadgarstku całkiem przyzwoicie, choć nie "przykleja" się doń tak dobrze jak Datejust 41 czy też nowy Polar. Od tygodnia noszę non stop tylko jeden zegarek i powoli zaczynam doceniać komfort noszenia tej Pandy. Na koniec upalnego dnia łapa nie boli, co bywa w przypadkach, gdy na nadgarstku siedzi Pepsi lub Hulk. Zdarza się, że przesypiam bezproblemowo do rana z Daytoną na łapie.
Czytelność nie jest mocną stroną tego zegarka. W okularach jestem w stanie odczytać czas w miarę szybko, jednak bez nich (przy komputerze pracuję bez okularów) muszę się skupić dobre 2 sekundy, aby precyzyjnie złapać godzinę. Wieczorem odczyt wskazań zajmuje dużooooo czasu, a często, bez dodatkowego źródła światła jest wręcz niemożliwy. Luma podobnie jak w Datejust jest słabiutka. Czy jest chociaż wewnętrzny AR na szkle? No nie wiem...
Precyzja chodu. Werk 4130 pracuje dosyć równo, ze średnią odchyłką na poziomie +1,5s/dobę, zarówno z włączonym jak i wyłączonym chrono. Puchery odkręcają się bezproblemowo, standardowo klikają, bez tendencji do samoistnego odkręcania się w trakcie użytkowania zegarka.
Wykonanie jest na przyzwoitym rolexowym poziomie. Bransoleta, spasowanie ogniw, obróbka krawędzi, a także precyzyjne połączenie jej z kopertą jest już od lat wizytówką Rolexa. Sama tarcza już tak nie zachwyca poziomem wykonania, projekt jest raczej prosty i schludny, bez efektu wow. Minimalizm widać głównie na trzech subtarczkach i małych wskazówkach.
Reasumując - Daytona Panda dojrzewa na moim nadgarstku niczym dobre whisky - a każdy kolejny łyk poprawia mi nastrój. Jest zdecydowanie bardziej wyrazista od Snoopiego, a także dużo, dużo zgrabniejsza. Ale czy ogólnie ciekawsza - tego na ten moment nie mogę stwierdzić tak wprost. Rolex produkuje dużo lepsze bransolety, że o szybkiej regulacji nie wspomnę, bo ta w nowych Moonach jest beznadziejnie wykonana, ale jest coś takiego w Snoopim, czego w Pandzie do tej chwili nie znalazłem. I nie umiem tego na ten moment wyrazić słowami. Być może miałem wyższe oczekiwania względem tego zegarka, a być może jeszcze tej Daytony w całości nie odkryłem. 🙂