Bezpośrednio przed Świętami minęło mi na forum 15 lat. Oczywiście z okresami większej i mniejszej aktywności. Przez ten czas zmieniali się użytkownicy i ich kolekcje. Zmieniło się bardzo Forum. Ale ten post nie będzie o forum, tylko o mojej „kolekcji”. Kolekcji, która rozwija się bardzo organicznie, bardzo mało w niej rotacji - nie lubię sprzedawać, a zakupy z reguły są mocno przemyślane. Również finansowo, bo pomimo, że pasja zegarkowa jest ze mną bardzo długo, to jednak priorytety życiowe mam inne.
Przedstawiam skład swojego „stada”, mniej więcej w chronologii dokonywania zakupów. Zdjęcia głównie z albumu - nie mam przesadnio dużo czasu na robienie nowych. A i umiejętności są, jakie są.
Lecimy!
1. SKX 009 - klasyka gatunku, kupiony jako nowy na Dalekim Wschodzie, w dobrych czasach. Wyniósł mnie chyba z 550 peelenów. Kupiłem na gumce. Bransę dokupiłem na forum za jakąś stówkę. Zastąpił w kolekcji Orienta Ray Blue. Wykonany IMO gorzej, jednak ilość funfactoru nieporównywalnie większa. Not for sale.
2. Seiko Lord Matic 5606. Kupiony na forum od szanowanego Użytkownika. Rocznik 67, pięknie zachowany. Świetne wykonanie, piękna koperta, wielopłaszczyznowa, bardzo wygodna, mechanizm wyjmowany przez szkło. Tarcza linen dial , super wskazówki, piękna ramka datownika, day date z dniami w Kanji. Rzadko noszony, ale bardzo go lubię. Not for sale.
3. DW-5600. Czysta klasyka. Jeden z dwóch moich G. Kupiony na forum chyba z osiem lat temu, od wciąż aktywnego Użytkownika. Jeszcze nie wymieniałem baterii, nie ma takiej potrzeby. Not For Sale
4. Helvetia. Mój pierwszy vintage, kupiony na „znanym portalu aukcyjnym”, w licytacji, za bardzo uczciwe pieniądze. W środku złocona, ręcznie nakręcana ETA. Płaska, megawygodna koperta. Superergonomiczna bransa. Dobrze też wygląda na paskach.
5. Poljot z alarmem. Nie jestem fanem ruskich czasomierzy. W zasadzie poza Dostojewskim i Tołstojem ogólnie nie jestem fanem naszych sąsiadów. Poljota dostałem od swojego ówczesnego szefa, wraz z wieloma innymi złomkami (wykwitami radzieckiej i NRD-owskiej myśli zegarmistrzowskiej). Poza poljotem odratowałem jeszcze grubo złoconą rakietę UFO, którą oddałem tacie. Reszta czeka sobie w szufladzie. Poljotowi „okazałem łaskę”, bo zawsze podobały mi się memovoxy.
6. Vintage Elgin. Kolejny vintage, kupiony tym razem na forum od znanego Użytkownika. Cena może już nie była taka super jak w przypadku Helvetii, ale wciąż uczciwa, a zegar bardzo mi się podobał, zawsze chciałem mieć ten typ zegarka (klasyczna koperta, kremowa tarcza, złote wskazówki i indeksy). Od kiedy mam Longinesa obecność Elgina w kolekcji jest lekko bez sensu, ale skoro nie chce jeść…
7. Hamilton Khaki Field Mechanical 38. Kupiony jako nowy w GB (jeszcze zanim „ewakuowali się z Europy”). W sumie dość spontaniczny jak na mnie zakup. Chodź z drugiej strony słabość do zegarków typu field miałem od dłuższego czasu. Niezwykle paskolubny, bardzo ergonomiczny, z bardzo rozsądną rezerwą chodu i świetnym wypukłym szafirem, świetna proszkowana koperta. Czytelny mimo braku AR. Chodź przez ten brak raczej mało fotogeniczny, a przynajmniej wymagający jeśli chodzi o światło i umiejętności.
8. Seiko SPB143. Kupiony po pewnym detoksie od Forum. Wiem, jak głośno było o tym zegarku od czasu jego premiery, ale ja pierwszy raz zetknąłem się z nim na żywo, nie w sieci. Wszedłem do sklepu, zobaczyłem na witrynie, przymierzyłem i wiedziałem, że muszę go mieć. Kupiłem nówkę sztukę, z pomocą niegdyś bardzo aktywnego Użytkownika tego forum. Prawdziwy toolwatch, świetny design, fajna ergonomia koperty. Może nieco gorzej z bransą, ale osobiście nie narzekam. Paskolubny. Świetna powłoka, dzięki której niemal się nie rysuje. Mechanizm… no właśnie, z jednej strony super rezerwa. Z drugiej strony co mi po tej rezerwie, skoro i tak co kilka dni trzeba go przestawiać. Dwa razy serwisowany w ramach gwarancji, bo odchyłka robiła się w okolicach minuty. Po ostatnim serwisie chodzi spoko, ale nieco straciłem do niego serce. To, czy zostanie, zależy od tego, czy zdecyduje się kupić divera z wyższej półki. Niewątpliwie jedna z najlepszym wariacji na temat 62MAS.
9. Longines Conquest Heritage. Kupiony jako nowy, z krajowej dystrybucji, jeszcze za przyzwoite pieniądze. Chciałem go mieć w zasadzie od premiery. Charakterystyczna data na 12, wypukłe hesalitowe szkło, piękne złote indeksy i wskazówki, świetna tarcza z super czcionką. Nieśmiertelna ETA 2824-2. Długi czas nie było mnie na niego stać. W końcu, po przykrej przygodzie z Nomosem, zdecydowałem się na zakup. Nie żałuję.
10. Tissot PRX Powermatic green. Chyba da się zauważyć, że mam heritagowe ciągoty. Kiedy pojawił się kwarcowy PRX od razu zwrócił moją uwagę. Czekałem jednak na automat. Później dalej czekałem, mierzyłem niebieskiego i czarnego wielokrotnie. Wydawał mi się nieco za duży. Wciąż uważam, że można było lepiej zaprojektować ucha. Jak pojawił się zielony, po prostu pojechałem i kupiłem. Bardzo wygodny, bardzo dokładny, z długą rezerwą chodu, ciekawą tarczą, dobrze dobranymi wskazówkami. Chyba najczęściej noszony przeze mnie zegarek.
11. GS SBGX 295. Szukałem czegoś klasycznego, casualowego, ale takiego biurowo-casualowego. Z nieco wyższej półki. Mechanicznego. Na short liście było kilka sztuk, w tym modele wyraźnie droższe od tego GSa. Z drugiej strony od dawna chciałem mieć GSa. Tylko ta grubość ich automatów… no i pojawiła się oferta zakupu SBGX. Cena atrakcyjna, źródło więcej niż pewne, zegar praktycznie nowy. Poszperałem, poczytałem, przymierzyłem, obejrzałem (w tym z lupką) i mnie zauroczył. Bardzo ergonomiczna, i niezwykle urodziwa koperta, fajny dekielek, piękne detale tarczy (w tym sama tarcza i giloszowanie, widoczne w zasadzie dopiero pod lupą), indeksy i wskazówki wspaniale grające ze światłem. Do tego megadokładny mechanizm, z datą przeskakującą „na ostro”, niemal równo o północy. Wskazówki bezbłędnie trafiają w indeksy. Super jakości pasek. No i - co ważne - biorę go i zakładam. Nie zastanawiam się, czy godzina jest ok. Wiem, że jest. Jedyny mankament tego zegarka to zapięcie motylkowe. Oczywiście mankament tylko pod względem użytkowym, bo wykończenie świetne. Bardzo lubię ten zegarek.
12. Swatch Gent 34mm z bordową tarczą. Kupiony w zasadzie jako kaprys. Żeby mieć Swatcha. Aczkolwiek lubię ten minimalizm.
13. G-shock GW-5000U. Jedyny zakup w 2023 roku (podczas gdy sprzedałem dwa zegarki). Wariacja na temat klasyki. Poza oczywistymi różnicami technologicznymi (solar, radio control), wyraźna różnica w jakości wykonania: pasek przyjemny dotyku, miękki, ogólnie lepszej jakości plastik, stalowy dekiel z powłoką, generalnie „czuć piniąndz”. Choć do użytkowania zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem starszy brak jednak lepszy, co odczułem m.in. podczas wykańczania mieszkania (używanie młotka z ciężkim G na ręku nie jest komfortowe). Jednak ogólnie, jako wszystkomający, cyfrowy EDC - świetny.
Po drodze z kolekcji wypadło kilka sztuk.
1. Orient CEX Power Reserve. Pierwszy naprawdę poważny zegarek, kupiony przy pomocy Kolegów z Forum. Bardzo ładny, ciekawy zegar, dobrze wykończony. Trochę duży (42mm), ale żałuję, że sprzedałem, nie powinienem.
2. Orient Big Mako. Kupiony spontanicznie. Bo podobała mi się Omega PO. Zdecydowanie za duży. Sprzedany dość szybko (jak na mnie).
3. Orient Ray Blue. Zastąpił Big Mako. Fajny zegarek. Dobrze wykonany, bardzo ok od strony użytkowej. Musiał ustąpić miejsca SKXowi.
4. Seiko Turtle 6309. Wpadł tylko na chwilę. W zasadzie nie było mnie wtedy stać na kupno kolejnego zegarka. Jednak cena była taka, że żal było nie wziąć. Gdybym go kupił dzisiaj, to pewnie by leżał. Wtedy nie mogłem sobie pozwolić na trzymanie „dla mania”.
5. SARB 035. Kupiony nowy, z Irl, w super cenie. Przez pewien czas użytkowałem go bardzo intensywnie. Świetny EDC. Nie wytrzymał konkurencji.
6. Orient Star Classic Power Reserve. Miałem do niego duży sentyment i przez to opory przed sprzedażą. Przez długi czas używany jako EDC. Ostatecznie rozsądek wygrał i po dość długim czasie poszedł do ludzi. Aha, był jeszcze jeden OS, ta sama linia, inna kolorystyka - kremowa tarcza, złote indeksy (tak, mam słabość). Miał robić za garniturowca. Dizajnersko super. Ale jednak grubość i ergonomia… raz na ręce.
To chyba tyle.
Plany? Oczywiście, że są. Jednak bez szaleństw. Na pewno wrócę do Nomosa. Pewnie klasyczny Orion, chociaż Cluby z Neomatikiem też kuszą.
Na pewno też chciałbym jakiś typowy EDC na bransolecie, ze średniej zegarkowej półki (Tudor, Omega, Cartier). Może diver, aczkolwiek niekoniecznie. Zobaczymy. Prawie na pewno z drugiej ręki.
Dalej w przyszłość - JLC: Reverso lub MUT Moonphase. Nie wiem kiedy i nie wiem, czy w ogóle. Ale jak budżet pozwoli…
Dzięki za przeczytanie, szczególnie tym, którzy przebrnęli przez całość.
Komentarze mile widziane.
Rafał