Powrót :), gryzł mnie brak Speedmastera odkąd go sprzedałem jakieś 5/6 lat temu. Teraz chciałem mieć coś takiego niekoniecznie EDC, bo od tego mam Suba. Zawsze podobały mi się trytowe tarcze, a tutaj dodatkowo jest bonus w postaci przeszklonego dekla i hesalitowego przodu. To hesalite sandwich 3592.50 z mechanizmem 863 pokrytym złotem, dlatego jest taki żółty, rok 1991. To jeden z pierwszych Speedmasterów z przeszklonym deklem nie licząc złotej edycji i 1000 limitowanych sztuk pierwszego Apollo XI i wersji w białym złocie. Muszę zrobić mu lepsze zdjęcia, ale przede wszystkim serwis, bo na deklu jest wciąż fabryczna czerwona pieczęć, mogła być nałożona przy jakimś serwisie po drodze, ale historia nie jest znana i możliwe że od fabryki nie był serwisowany.
Od tyrania mam 16610, dlatego w sumie poszedłem w coś co mi się najbardziej podoba wizualnie i nie będę się martwił że mi tryt wypadnie ze wskazówki przy codziennym użytkowaniu. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to jak kosmiczna przepaść jest w bransoletach. Teraz widzę że bransa 1479 która jest w tym modelu to mistrzostwo świata, leciutka jak w 5-cyfrowych Rolkach, ale ma drobniejsze ogniwa i magicznie się układa na ręku. Myślałem że będę go nosił i tak tylko na pasku ale bransę właśnie wrzuciłem do myjki ultradźwiękowej i raczej ją będę użytkował. Dla porównania bransy od 3570.50 (ale wyłączając tę od 3861) to tragedia, te pełne ogniwa, długi endlinki i waga powodowały że nie dało się nosić tego zegarka na niej.
\