Moment, kiedy zakładam rano zegarek, aby dzielił ze mną trudy i znoje dnia, ma w sobie jakiś magiczny pierwiastek...
Nie znam wszystkich składników tego zaklęcia, ale jest w nim zaufanie (czego nie mogę powiedzieć o swojej komórce, którą regularnie zapominam ładować, za co mści się na mnie w najmniej spodziewanych sytuacjach), stabilności, jakiegoś dziwnego spokoju, który przywołuje płynący po okręgu grot sekundnika, przyjemnej rutyny i przekonania, że towarzyszy ci coś, na czym naprawdę możesz polegać.
Nic dziwnego, że ludzie, którzy nosili swoje zegarki przez kilkadziesiąt lat, traktują je często jako najcenniejszą z posiadanych rzeczy, bez względu na ich realną wartość.