Tak się zastanawiam, czy naprawdę nikt się tym nie przejmuje, że "historia" tego zegarka jest w całości wykreowana.
W oryginalnym opisie można znaleźć górnolotne deklaracje w rodzaju "ucieleśnia połączenie doskonałego szwajcarskiego rzemiosła i kultowego stylu Ralpha Laurena, który definiuje kolekcję, zainspirowaną głębokim podziwem pana Laurena dla amerykańskiego Zachodu".
Tymczasem Ralph Lauren, prawdziwe nazwisko Ralph Rueben Lifshitz, jest synem polskich Żydów urodzonym w Nowym Jorku i nigdy nie miał nic wspólnego z Dzikim Zachodem, kowbojami, zawodami rodeo ani kompletnie niczym co definiuje "amerykańską tradycję". Chyba, że byłaby to zupełnie inna bajka estetyczna czyli "tradycja" Żydów z Bronxu, którzy przybyli tam z Europy środkowej i wschodniej.
"Pseudokolonialny" styl Lifszyca powstał raczej w wyniku prób wykreowania stylu, który będzie się dobrze sprzedawał w Ameryce, a nie z jakichkolwiek własnych doświadczeń czy fascynacji z dzieciństwa, chyba że mówimy o oglądaniu w kinie westernów z Johnem Waynem. To wszystko fake, wykreowany i podtrzymywany dzięki dużym pieniądzom i wysiłkom anonimowych fachowców od projektowania i marketingu.
Pomijając powyższe, w rozmiarze powiedzmy 32 x 32 mm byłaby to może fajna propozycja w ciekawej estetyce "zamków błyskawicznych" (czyżby aluzja do Billa Clintona?), ale ten zegarek ma 42 x 42. Jestem na nie.