Od czasu przeprowadzki na wybieg zewnętrzny minął miesiąc. Od tej chwili Speedy jest zupełnie bezobsługowym żółwiem. Raz na jakiś czas wymieniam mu wodę w basenie oraz podlewam rozchodnika znajdującego się w szklarni. Wróciły siły, a apetyt dopisuje jak nigdy dotąd. Około 9:00 pojawia się na skraju swojej pieczary, pogrzeje się w słońcu z pół godziny, coś tam przekąsi, zrobi obchód terenu, wejdzie na minutę do basenu i z powrotem bierze się za skubanie to mniszka, to babki, dziabnie koniczynę, młode chwasty samosiejki, czasami jak pomyśli to i poziomkę dorwie. [emoji2] To jest życie!